Nieco ponad miesiąc temu w Trójmieście zaczęły się problemy Wisły Płock. Nafciarze przegrali 0:1 z Arką, ale strata punktów nie była najgorsza. Urazu w Gdyni nabawił się Łukasz Sekulski i od tamtej pory wyniki podopiecznych Mariusza Misiury znacznie się pogorszyły. Nafciarze odpadli z Pucharu Polski, a w lidze w trzech meczach ugrali punkt. Dorobek Wisły nadal jest imponujący, ale jednak pewna drobna, niewielka lampka mogła się zapalić.
W Gdańsku Łukasz Sekulski wrócił, a Wisła Płock uratowała remis, choć Dominik Kun miał piłkę na 2:1. Niestety, pomocnik chybił. Teraz 2 tygodnie na doprowadzenie przynajmniej niektórych zawodników do zdrowia.
Fatalna pierwsza połowa
W zasadzie na tym można zakończyć. Wisła Płock zagrała w Gdańsku prawdopodobnie najgorsze 45 minut w tym sezonie. Podopieczni Mariusza Misiury byli apatyczni, wolni. O ile doprowadzenie piłki do połowy boiska nie sprawiało większych problemów, o tyle gra bliżej pola karnego w zasadzie nie istniała. Matchoi Djalo wyglądał jak ciało obce, grający na lewym wahadle Bojan Nastić skupił się na defensywie. W zasadzie jedyne zagrożenie, jakie była w stanie wykrzesać z siebie Wisła w pierwszych 45 minutach, to Żan Rogelj. Słoweniec od początku pokazuje się z dobrej strony, w pierwszej połowie posłał jedno podanie wzdłuż linii bramkowej. W polu karnym było 3 zawodników w czarnych koszulkach, ale żaden z partnerów nie zaatakował piłki. Poza tym nieco zamieszania robił tradycyjnie Iban Salvador, ale tym razem Gwinejczyk nie popisał się żadnym pozytywnym zagraniem.
Lechia dobrze się czuła cofnięta za linią piłki, ale kiedy tylko miała okazję, próbowała zaatakować. Niezłą okazję miał Aleksandar Cirković, ale zdołał go uprzedzić Marcus Haglind-Sangre. Wcześniej Serb próbował zaskoczyć Leszczyńskiego technicznym strzałem z dystansu.
Wisła straciła jednak bramkę i to po stałym fragmencie gry, konkretnie rzucie z autu. Piłka wrzucona w pole karne, kilka pojedynków wygranych przez gospodarzy i spryt Kacpra Sezonienki. Przejął piłkę, huknął i było 1:0. Goście połowę zakończyli bez celnego strzału.
Kamiński na remis
Mariusz Misiura przyzwyczaił już, że nawet jeśli zawodnicy grają bardzo słabo, to nie zmienia ich zazwyczaj w przerwie. Występ Matchoia Djalo kwalifikował się do tego, bo Portugalczyk był całkowicie pogubiony, a jednak - to właśnie po faulu na pomocniku Wisła wyrównała. Dośrodkowanie Nasticia zostało wybite, ale futbolówka spadła w dogodnym miejscu dla Daniego Pacheco. Hiszpan huknął w poprzeczkę, a futbolówka odbiła się wprost na głowę Marcina Kamińskiego - obrońcy nie pozostało nic innego, jak wpakować piłkę do pustej bramki.
Mecz się wyrównał, ale fajerwerków nie było. W końcu czwartą żółtą kartkę w sezonie, za protesty, zobaczył Iban Salvador i Gwineczyk szybko zszedł z boiska. Zastąpił go Kevin Custović, który po raz kolejny z konieczności grał na ataku. Najpierw partnerował Deni Juriciowi, który zaliczył kolejny bardzo przeciętny występ, a w końcu Łukaszowi Sekulskiemu. Kapitan Wisły na boisku zameldował się w 74. minucie.
Długimi fragmentami dominowała Lechia, Rafał Leszczyński musiał odbić kilka piłek, ale koncówka należała już do Wisły. Do końca aktywny był Rogelj, w końcówce woleja na 2:1 miał Dominik Kun, ale pomocnik źle się złożył i piłka poleciała nad poprzeczką. Po 93 minutach nie najlepszego meczu sędzia Mateusz Piszczelok zagwizdał po raz ostatni. Podział punktów z przebiegu meczu wydaje się sprawiedliwym rezultatem.
Teraz krótka przerwa w rozgrywkach. Zagrają reprezentacje narodowe, z Wisły Płock powołani są m.in. Andrias Edmundsson i Iban Salvador. Dla reszty zespołu to czas na zaleczenie urazów i popracowanie nad mankamentami. Zwłaszcza pierwsza połowa będzie dobrym materiałem do analizy.
Lechia Gdańsk - Wisła Płock 1:1 (1:0)
bramki:
1:0 Sezonienko 29'
1:1 Kamiński 49'
Komentarze (0)