Już od ponad miesiąca Tymek z rodzicami walczą z nowotworem szyi chłopca. Zbiórka ruszyła pod koniec lipca, kiedy jeszcze nie było wiadomo gdzie będzie leczony chłopiec. Rozpoczęła się walka, ale po pewnym czasie lekarze w Polsce nie mogli zaproponować nic oprócz opieki paliatywnej - już w kraju zdiagnozowano przerzut do płuc.
Rodzice jednak nie poddali się, skontaktowali się z klinikami w Niemczech, Stanach Zjednoczonoczonych czy Hiszpanii. To właśnie lekarze w klinice Sant Joan de Deu w Barcelonie zdecydowali się przeprowadzić operację wycięca guza. 20 listopada udało się wyciąć większą część guza, a chłopiec pozostawał pod opieką placówki. Tymek odzyskiwał siły, uśmiechał się, ale wróg znów zaatakował.
Od kilku dni stan zdrowia chłopca znów się pogarsza. 5 grudnia rodzice poinformowali, że badanie PET pokazało przerzut do kości strzałkowej, nowotwór zaatakował też oba płuca małego wojownika.
- Niestety sytuacja zmienia się dynamicznie. Tymuś znowu był na bloku operacyjnym. Ma podłączony drenaż, płyn cały czas leci. W płynie są komórki nowotworowe - w lewym płucu. Prawe płuco jest zajęte przez guzy. Tymuś walczy, nie daje jest. Jest podłączony pod tlen, choć teraz kazał sobie odłączyć i saturacja jest 97, więc super. Ciśnienie jest okej. W dzień gorączkował, jest słaby, zdenerwowany, że musi leżeć - mówi na krótkim na graniu Joanna Cholewińska, mama Tymka. - Lekarze nie mają już pomysłu co podać. Ma podawaną morfinę, żeby go nie bolało, żeby się nie męczył. Proszę o modlitwę i wsparcie.
Jak opisują rodzice, Tymek chciałby wrócić do Polski, zobaczyć śnieg, pobawić się z kolegami, ulepić bałwana. Póki co cała rodzina zostanie w stolicy Katalonii. Chłopiec na krótkim nagraniu cały czas powtarza: nie martwcie się.
Cały czas trwa zbiórka pieniędzy - za leczenie w Barcelonie będzie trzeba zapłacić. Wciąż nie wiadomo ile, ale na pewno niemało.
13 grudnia na koncie chłopca było nieco ponad 2,25 mln złotych.
Komentarze (0)