reklama
reklama

Hojne dodatki dla lekarzy, ale chętnych nie ma. Dyrektor: każdemu oddziałowi grozi zamknięcie, jeśli ubędzie 1 lub 2 lekarzy

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Michał Wiśniewski

Hojne dodatki dla lekarzy, ale chętnych nie ma. Dyrektor: każdemu oddziałowi grozi zamknięcie, jeśli ubędzie 1 lub 2 lekarzy - Zdjęcie główne

foto Michał Wiśniewski

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Gostynin - Gdyby dziś przyszło 30 lekarzy specjalistów lub w trakcie specjalizacji, wszyscy jutro wyszliby z mojego gabinetu z podpisanymi umowami - nie ukrywa Stanisław Kwiatkowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku. Placówka oferuje hojne dodatki, także dla rezydentów, ale to nie pomaga. Chętnych do pracy w płockim szpitalu nie ma, a ci którzy pracują, są u kresu wytrzymałości. Nie można wykluczyć, że niektóre oddziały będą zawieszały działalność przynajmniej na jakiś czas.
reklama

Sytuacja kadrowa szpitala na Winiarach w Płocku jest opłakana. Nie od dziś, a co najmniej od kilku lat. Problemy nawarstwiają się, a kulminacyjny moment to złożenie przez 21 lekarzy wypowiedzeń z pracy w latem 2021 roku. To był krzyk rozpaczy lekarzy, którzy wskazywali, że nie chodzi tylko o pieniądze, ale też warunki pracy. Medyków w płockiej placówce od lat jest po prostu za mało i jakiekolwiek tąpnięcie powoduje, że jest problem ze spięciem grafiku. Na niektórych oddziałach grafiki ułożenie grafiku i bez dodatkowych utrudnień jest, mówiąc delikatnie, skomplikowane. 

W listopadzie udało się zawrzeć kompromis, choć nie wszyscy medycy wrócili do pracy. Skończyło się na podwyżkach, ale obie strony wskazywały, że to tylko krótkotrwałe rozwiązanie. Na dłuższą metę potrzeba po prostu więcej lekarzy. 

- Każdemu oddziałowi w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Płocku grozi zamknięcie, jeśli ubędzie 1 lub 2 lekarzy. Na każdym jest styk zatrudnienia - przyznaje bez ogródek Stanisław Kwiatkowski, dyrektor placówki. 

Dyrektor opisuje jedną z sytuacji z drugiej połowy maja. 

- Było zagrożenie, że na oddziale dziecięcym nie będzie specjalisty. Było 2 rezydentów i 2 stażystów, którzy nie mogli wziąć odpowiedzialności za ponad 20 pacjentów. Były usilne poszukiwania specjalisty i wtedy się udało. Tak to wygląda - 1 lekarz pójdzie na zwolnienie lekarskie i jest katastrofa - mówi Kwiatkowski. 

Zbliża się okres wakacyjny, a to zawsze trudny okres dla placówki. Teoretycznie lekarze mogą pracować więcej, niż przeciętny człowiek, ale w praktyce po prostu nie chcą - wielu z nich dawno temu wypowiedziała tzw. klauzule opt-out. Medycy chcą pracować tyle, ile przewiduje norma. Niektórzy mają też zastrzeżenia do sposobu zarządzania placówką. 

Krzyk rozpaczy

Szpital szuka więc rąk do pracy - specjalistów, rezydentów. Etaty rezydentów opłaca ministerstwo i jest zróżnicowanie na specjalizacje priorytetowe i zwykłe. Rezydenci niepriorytetowej specjalizacji zarabiają:

  • w pierwszych dwóch latach specjalizacji: 5478 zł brutto, 
  • w dalszych latach specjalizacji: 5862,00 zł.
Minister Zdrowia wyznaczył 22 priorytetowe specjalizacje, których rezydenci mogą liczyć na nieco wyższe stawki. To np. przyszli anestezjolodzy, lekarze chorób wewnętrznych, zakaźnych, hematologowie, onkologowie, także dziecięcy, czy patomorfologowie. Za ich pracę ministerstwo płaci:

  • w pierwszych dwóch latach zatrudnienia w trybie rezydentury 5752 zł,
  • po dwóch latach zatrudnienia w tym trybie – 5862 zł.
Szpitale walczą o każdego lekarza - dowolnej specjalizacji czy w trakcie. I oferuje dodatki, jak np. Wojewódzki Szpital Zespolony w Płocku. Takie ogłoszenie pojawiło się w szpitalu, a zdjęcie trafiło też do grupy na Facebooku z ofertami pracy dla lekarzy.

Takich ogłoszeń jest więcej, ale skutków nie ma. W całym kraju brakuje lekarzy, a według najczarniejszych szacunków chodzi nawet o 80 tys. lekarzy. Jak podaje portal ciekaweliczby.pl, w ostatnich latach drastycznie rośnie też liczba lekarzy, którzy mają powyżej 65 lat. Jeszcze w 2007 roku było to blisko 24 tys. ze 126 tys. lekarzy ogółem (18,9%). W 2020 roku było to już 38,5 tys. lekarzy ze 153,5 tys. ogółem (25,1%). Mówiąc wprost: co czwarty lekarz nad Wisłą mógłby przejść na emeryturę. 

- Po prostu nie ma lekarzy. Podwyższanie wynagrodzeń nic nie daje, to działanie na krótką metę. Szpitale podkupują sobie lekarzy. Jeśli szpital ościenny nie ma anestezjologa, a on musi być w szpitalu całą dobę, to zapłaci każde pieniądze jednemu anestezjologowi. W szpitalu wojewódzkim jest ponad 30 anestezjologów i nie mogę zaoferować takich stawek. To jest takie nakręcanie, patologie, bo "pan płaci dużo mniej". Nie ma lekarzy, po prostu nie ma - rozkłada ręce Kwiatkowski. 

Rezydenci mają dowolność w wyborze placówki, w której będzie realizował specjalizację. I dyrektor ma o to pretensje, bo młodzi lekarze dużo chętniej wybierają szpitale kliniczne, np. w Warszawie. 

- Patrzyłem na oddział kardiologii w jednej z klinik. Oddział mniejszy od naszego, ma około 70 łóżek a do tego ponad 50 lekarzy - 25 specjalistów i 25 rezydentów. Czy minister i wojewoda nie widzą co się dzieje w terenie? Takie jest prawo, że rezydent ma możliwość wyboru szpitala, a za nim idą pieniądze. To jest chore - mówi dyrektor. 

Chętnych nie ma za wielu, nawet mimo tego, że szpital w porozumieniu z miastem oferuje młodym ludziom mieszkanie na wynajem na preferencyjnych warunkach. Jak mówi dyrektor, w tegorocznym naborze zgłosiło się ich zaledwie kilku.

- To mniej niż 10 osób - mówi Stanisław Kwiatkowski. - Część z nich po skończeniu specjalizacji wybierze inne miejsce pracy, zostanie garstka. A lekarze się starzeją. 

Jak wylicza dyrektor, w stolicy jest 75% rezydentów, a w pozostałej części województwa zaledwie 25%. 

Ile trzeba zapłacić lekarzowi? 

Dyrektor co prawda mówi, że licytacja między placówkami nie ma większego sensu, ale dopóki nie pojawią się nowi lekarze innego wyjścia nie ma. Jeszcze kilka tygodni temu można było liczyć, że polskie placówki zasilą lekarze z Ukrainy. W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Płocku zatrudniło się co prawda kilku lekarzy, ale tylko na chwilę. Znaleźli lepsze oferty. 

- To były medialne informacje, mrzonki - komentuje dyrektor. 

Najtrudniej znaleźć chętnych do pracy w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, który obsługuje ok. 300-350 tys. mieszkańców Płocka i regionu.

- To najbardziej newralgiczny oddział, trafia tu najwięcej pacjentów. Są dni, że jest ich ponad 200. Ktoś musi się nimi zająć. Stawki są różne, dochodzą już do 200 zł za godzinę na kontrakcie. W niedługim czasie możemy mówić o kwotach 300 zł za godzinę. Tak może być, jeśli będzie utrzymywać się deficyt lekarzy - przewiduje dyrektor. 

Póki co wszytkie oddziały działają, choć nie można wykluczyć zawieszenia czy też zamknięcia. Nie tylko ze względu na braki kadrowe, ale też rachunek ekonomiczny. 

- Podam przykład okulistyki - jego kontrakt nie zarabia nawet na płace. Z biznesowego punktu widzenia powinno się go zlikwidować i wówczas najbliższy okulista byłby w Warszawie. W ciągu doby mamy 15-20 pacjentów z urazami oka. Co z nimi zrobić? Ze względów społecznych nie da się zlikwidować oddziału okulistycznego i musimy do niego dopłacać. Po prostu powiększamy dług - tłumaczy dyrektor. 

Problemem są więc też wyceny świadczeń przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Pomóc w załataniu dziury kadrowej mają uruchamiane w szkołach zawodowych kierunki lekarskie. Sami lekarze wątpią jednak w skuteczność takiego działania. 

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu portalplock.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama