Rodzina Dymowskich nie może otrząsnąć się po tragicznych wydarzeniach, które bezpowrotnie zabrały ich ukochaną, ledwie 15-letnią córkę Madzię. Dziewczyna zmarła nagle w płockim szpitalu, a lekarze do ostatnich chwil nie wiedzieli jak ocalić jej życie, ani też co sprawiło, że nastolatka dosłownie gasła w oczach. Mama Magdy ma ogromny żal do personelu lecznicy. ? Córka mdlała mi na rękach, lecz kazano czekać nam w kolejce ? rozpacza kobieta. Czy w szpitalu dopuszczono się rażących zaniedbań? To wyjaśni prokuratura.
Magda mieszkała wraz z rodzicami i trojgiem rodzeństwa w Krubinie (gmina Sanniki). Była uśmiechniętą, radosną gimnazjalistką. Lubiła spędzać czas z koleżankami ze szkolnych korytarzy, gdzie uchodziła za grzeczną, ułożoną dziewczynę. Również z nimi spędziła wieczór poprzedzający wizytę w szpitalu. Jak się okazało, ostatni...
Problemy zaczęły się w piątek nad ranem. Kiedy dziewczyna szykowała się do szkoły, zaczęła skarżyć się na złe samopoczucie. Mówiła, że bolą ją brzuch i plecy. Bóle nasiały się z każdą minutą i o godz. 9:30 pani Aurelia, mama nastolatki zaalarmowała pogotowie ratunkowe. Na pomoc medyczną rodzina miała czekać zbyt długo - około godziny, a zachowanie ratowników, zdaniem rodziny, pozostawiało wiele do życzenia.
- Lekarz zbadał córkę, pobrał jej krew, po czym stwierdził, że w jego opinii wszystko jest w porządku i nie widzi podstaw do hospitalizacji - opowiada mama Magdy.
Ostatecznie dziewczyna pod opieką matki została przewieziona do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku. Po przyjeździe do lecznicy panią Aurelię i jej córkę czekało zderzenie z bezwzględnymi procedurami.
- Musiałyśmy czekać w kolejce na izbie przyjęć. Przed nami było jeszcze kilkanaście osób, a Magda czuła się coraz gorzej. Jedynie dobroduszność oczekujących pozwoliła na to, żebyśmy weszły wcześniej - relacjonuje zdarzenia kobieta.
Po wstępnym badaniu lekarz odesłał nastolatkę na pediatrię. Choć dziewczyna słaniała się na nogach, to kolejne piętra szpitala miała przebyć o własnych siłach. Tam musiała zmierzyć się z następną kolejką. Dla 15-latki każda sekunda wydawała się być wiecznością: była blada, coraz słabsza i skręcała się z bólu.
- W pewnym momencie Madzia zaczęła przelatywać mi przez ręce, a z ust sączyła się jej piana, dopiero wtedy sztab medyczny zaczął interweniować - opowiada pani Aurelia.
Jak dodaje kobieta, z pediatrii Magda trafiła do gabinetu zabiegowego, gdzie została podłączona pod aparaturę tlenową. W międzyczasie służba zdrowia analizowała wyniki badań młodej pacjentki, lecz nikt nie był w stanie powiedzieć, gdzie leży przyczyna jej cierpienia. Dziewczyna zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością, jej organizm odmawiał posłuszeństwa, konieczne też było użycie defibrylatora. 15-latkę udało się przywrócić do żywych, jednak nie na długo. Pomimo prób lekarzy i personelu, ok. godz. 17. Magda zmarła.
Pani Aurelia nie kryje swojego żalu do personelu szpitala, zarzucając służbie medycznej opieszałość w działaniach. Pogrążona w żałobie kobieta liczy na jak najszybsze wyjaśnienie sprawy.
Śmierć nastolatki wzięła pod lupę Prokuratura Rejonowa w Płocku. Na wyjaśnienie okoliczności tragedii będzie trzeba jednak jeszcze poczekać. Jak informuje prokurator Norbert Pęcherzewski, Śledztwo prowadzone jest pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Wczoraj odbyła się sekcja zwłok dziewczyny. Co wykaże? Sprawę będziemy monitorować.