Jest najlepszą gostynińską sportsmenką i od kilku lat dumnie reprezentuje nasze miasto na niwie ogólnopolskiej. 3 tygodnie temu zainaugurowała swoje tegoroczne starty, ale najważniejsze zawody w tym sezonie dopiero przed nią. Z kolarką Kasią Pakulską rozmawia Michał Michalak.
Jak wygląda twój tegoroczny harmonogram? Czy wiesz dokładnie, w jakich wyścigach przyjdzie ci rywalizować, czy plan na ten rok bardzo różni się od tych z poprzednich lat?
Kasia Pakulska: Plan startowy zaczął powstawać już na przełomie listopada i grudnia poprzedniego roku, więc od dłuższego czasu wiedziałam mniej więcej, gdzie chcę się pojawić. W porównaniu do poprzednich lat dużo się u mnie zmieniło, bo wcześniej występowałam w płaskich wyścigach na Mazowszu i okolicach, a teraz postanowiłam przenieść się w góry - w tym roku w Świętokrzyskie. Z kolei ze względu na zobowiązania sponsorskie biorę również udział w cyklu Vienna Life Maraton, czyli spadkobiercy Skandii MTB. Priorytetowe starty to mistrzostwa Polski w maratonach: indywidualnie, w parach i drużynowo oraz konkurencji XC, tj. formule cross country, która jest nawet dyscypliną olimpijską. Ponadto zależy mi na udziale w Uphill Race Śnieżka, którego ostatnią edycję opuściłam z powodów zdrowotnych, i 4-dniowym Bike Adventure niedaleko Szklarskiej Poręby. Już 3 maja pojawię się natomiast na trasie Pucharu Mazowsza w Warszawie.
Czy te zmiany wpłynęły na twoje przygotowania do sezonu?
Tak, ponieważ zawody, w których wcześniej brałam udział, to ok. 2 godzin ścigania, ale w bardzo szybkim tempie od startu do mety. W Górach Świętokrzyskich są natomiast jeszcze bardziej wymagające trasy, których pokonanie może zajmować nawet 3 godziny. Z tego względu moje treningi przed sezonem były dużo dłuższe i starałam się je dostosować do zmiennych warunków, w jakich przyjdzie mi startować, a więc słońca, deszczu, a tym samym błota, i wszelkiego rodzaju podjazdów, zjazdów itp.
Jak po ubiegłorocznych perypetiach zdrowotnych oceniasz swoją aktualną formę?
Mimo że jej szczyt przyjdzie dopiero na połowę sezonu, czyli lipiec i sierpień, to już teraz czuję, że jest 100 procent lepiej niż w 2016 r. To m.in. zasługa mojego nowego trenera – Adama Ostrowskiego, który pomaga mi w przygotowaniach.
Jak udaje ci się łączyć starty i treningi z pracą? Czy jest to możliwe do pogodzenia?
Na pewno nie jest łatwo, zwłaszcza w okresie zimowym, gdy trzeba wykonać największą pracę. Dobrze przepracowana zima jest podstawą do tego, by móc rywalizować z najlepszymi latem. Wtedy też najwięcej trenuję, po 10-11 godzin w tygodniu, natomiast w sezonie wystarczy mi kilka godzin jazdy, oczywiście o ile nie ma dłuższych przerw między kolejnymi startami; jednak za każdym razem, gdy tak się dzieje, od razu wskakuję na rower. Jeśli tego dnia czekają mnie jeszcze obowiązki zawodowe, wygląda to w ten sposób, że już o 5 rano rozpoczynam 3-godzinny trening, a później idę do pracy do godziny 21. Specyfika sezonu powoduje ponadto, że w każdym tygodniu przygotowuję się pod dany wyścig, uwzględniając jego charakterystykę. Mimo że generalnie mam mało czasu dla siebie, to nie narzekam – na razie wszystko jest ok.
Czy przed tym sezonem postawiłaś przed sobą jakieś konkretne cele?
Biorąc pod uwagę moje ubiegłoroczne problemy zdrowotne, nie chcę sama na siebie narzucać jakiejś niezdrowej presji i startować z przekonaniem, że coś muszę. Najważniejsze to dojść jak najszybciej do odpowiedniej dyspozycji, zapomnieć o tym, co było, i skupiać się na każdym kolejnym starcie. Nie zmienia to faktu, że już teraz widzę, że jestem w dużo lepszej formie, niż wcześniej zakładałam, więc na pewno będę walczyć o zwycięstwa, tudzież miejsca w ścisłej czołówce także w tym sezonie. Najbardziej zależy mi na mistrzostwach Polski, na 2. miejscu stawiam Uphill Race Śnieżka, a następną w kolejności imprezą, w jakiej chciałabym się pokazać z jak najlepszej strony, jest Bike Adventure, gdzie wystartuję w parze z moim trenerem.
A propos twojego trenera, dlaczego nie współpracowałaś z nim w poprzednim roku?
Wszystko rozbijało się o pieniądze. Koszty sprzętu, dojazdów, badań wydolnościowych czy w końcu samych wyścigów były bardzo duże, więc nie było mnie stać na jakąś dodatkową opiekę. Poza tym nie miałam też takiej potrzeby, bo do tej pory sama potrafiłam się przygotować do sezonu, gdyż dobrze znałam już swój organizm. Doszłam jednak do takiego momentu, który na pewno przyspieszyła moja kontuzja i późniejsza operacja, że nie wiedziałam, co mam dalej robić, jak tym wszystkim pokierować. Uznałam, że trener Ostrowski jest tą osobą, która może mi w tej sytuacji pomóc, zwłaszcza że on też jest jeszcze czynnym zawodnikiem, więc łatwiej jest mu zrozumieć, czego mi potrzeba.
Od wielu dni w Polsce utrzymuje się deszczowa pogoda; czy lubisz starować w takich warunkach, czy ma to dla ciebie jakiekolwiek znaczenie?
Wiadomo, że jeżeli ścigam się, gdy jest ciepło, świeci słońce i przede wszystkim nie pada, to jest to przyjemniejsze, chociaż ja mam czasami potrzebę, by sprawdzić się w zawodach o wyższym poziomie trudności. Mam dodatkową satysfakcję, gdy potrafię walczyć sama ze sobą, choćby w deszczu i zimnie, ale też mogę pokazać swoje umiejętności techniczne i hart ducha, jak w moim ostatnim starcie w Górach Świętokrzyskich.
Na co dzień trenujesz w Gostyninie i okolicach - czy można się tutaj odpowiednio przygotować do startów, czy czegoś ci tutaj brakuje?
Nie, mam to szczęście, że wokół naszego miasta jest dużo tras, które pozwalają mi się optymalnie przygotować. Gostynińsko-Włocławski Park Krajobrazowy, dolina Skrwy w stronę Kutna, nie mówiąc o Zalewie czy Dybance, gdzie potrafię się tak zmęczyć, że prawie wchodzę do domu "na czworakach" (śmiech). Nie najgorzej jest także z odcinkami szosowymi; często jeżdżę w kierunku Płocka, Nowego Duninowa, Gąbina, Szczawina Kościelnego, nigdy – Kutna, gdzie brakuje poboczy i nie jest bezpiecznie. W każdym razie wszystko zależy od tego, jaki trening jest mi potrzebny: bardziej siłowy czy techniczny.
Jesteś bardzo aktywna na Facebooku, gdzie regularnie opisujesz, co u ciebie słychać i jak przygotowujesz się do startów. Lubisz interakcję z fanami?
Tak, bardzo. Dlatego m.in. szczegółowo informuję, jak wyglądają moje treningi, dieta, ile rzeczy jest potrzebnych, by móc się dobrze zaprezentować. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak życie sportowca wygląda od środka, dlatego staram się to wszystko pokazać "od kuchni". Mam na pewno frajdę, gdy ludzie reagują na moje wpisy, ale też sami dzielą się jakimiś refleksjami na ten temat. Ostatnio udało mi się zmotywować do pójścia na rower moją koleżankę, bo gdy zobaczyła moją umorusaną twarz, pomyślała: nie mogę być gorsza! (śmiech)