Wykorzystywał seksualnie własne dzieci i znęcał się nad żoną. Zwyrodnialec, Zdzisław M. - bo o nim mowa - decyzją sądu został umieszczony w gostynińskim ośrodku, gdzie dołączył do Trynkiewicza i pozostałych bestii. Rodzina byłego skazańca odetchnęła z ulgą, a najstarsza z córek opowiada jakie piekło zgotował ojciec jej i najbliższym.
W miniony piątek za zamkniętymi drzwiami Sadu Okręgowego w Poznaniu zapadła decyzja co do przyszłości Zdzisława M. Sąd orzekł, że mężczyzna wciąż stanowi zagrożenie dla otoczenia i musi pozostawać w izolacji. W sierpniu 2016 roku M. zakończył odbywanie kary w zakładzie karnym we Wronkach, gdzie został umieszczony za molestowanie piątki własnych dzieci oraz psychiczne i fizyczne znęcanie się nad swoją żoną. Nigdy nie przyznał się do winy, przekonuje, że był dobrym ojcem, a wszelkie zarzuty pod jego adresem są wyssane z palca.
Wraz z końcem wyroku rodzina zwyrodnialca nie mogła spać spokojnie. Trauma, której doznali, kiedy ten mieszkał z nimi pod jednym dachem zaczęła powracać jak najgorszy koszmar. Najstarsza z córek ma już 26 lat, lecz dziecięcy strach nie minął - wciąż boi się, że ojciec wróci i znów będzie krzywdził najbliższych.
- Największe piekło, które pamiętam, zaczęło się w 2003 roku, kiedy to ojciec opuścił zakład karny po czteroletnim wyroku. Już w dzień wyjścia pobił mamę. Poszliśmy na spacer. W drodze powrotnej matka była bita przez ojca po głowie, twarzy, szarpana za włosy i wyzywana od najgorszych" - wyznaje po latach Kamila, najstarsza córka Zdzisława M.
Kat rodziny już w zeszłym roku, na czas wydania wyroku, trafił do Krajowego Ośrodka Zapobiegania zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. Teraz jest już pewne, że M. dołączy do najgroźniejszych przestępców, takich jak Mariusz Trynkiewicz, czy Henryk Z.