Pierwszego dnia grudnia w sali konferencyjnej Urzędu Miasta miało dojść do pojednania między walczącymi od 12 lat sąsiadami. Do konfrontacji niestety nie doszło, gdyż na spotkaniu zabrakło właścicieli drzew, które zagrażają zdrowiu i życiu pozostałym mieszkańcom osiedla Fabiszewskiego.
Przypomnijmy, że konflikt między sąsiadami trwa od 2004 roku, a problem stanowią drzewa znajdujące się na posesji jednego z mieszkańców. Ich rozmiary powodują, że gałęzie wychodzą poza obręb jego posesji. Zdaniem sąsiadów, 20-metrowe kolosy zagrażają zdrowiu i życiu ich rodzin, przy okazji redukując dopływ promieni słonecznych.
Przez nieobecność właścicieli drzew na spotkaniu, radna Wiesława Radecka zaproponowała zorganizowanie komisji terenowej na osiedlu Fabiszewskiego. Z jej pomysłem nie zgodził się radny Grzegorz Gospodarowicz, który oznajmił, że ufa mieszkańcom i zdaje sobie powagę z zaistniałej sytuacji.
- Problem jest poważny, lecz nie ma sensu organizowania komisji w terenie. Jeżeli właściciele drzew nie chcieli się dziś z nami spotkać, to jestem przekonany, że nie zechcą nas nawet wpuścić na swoją posesję - dodaje radny.
Zdaniem wiceburmistrz Haliny Fijałkowskiej, miasto nie może zmusić właścicieli działki do przycięcia drzew. Zostali jednak poinformowani, że w przypadku wyrządzonych szkód przez gałęzie, to oni będą musieli ponieść odpowiedzialność finansową. Wiceburmistrz dodała, aby pod żadnym pozorem nie ścinać drzew na własną rękę, ponieważ grozi za to wysoka kara.
W sprawie głos zabrał także Jan Głodowski, który oznajmił, że nie widzi innego wyjścia, jak tylko zgłosić sprawę do sądu.
- Drzewa mogą sobie rosnąc, ale w odpowiedniej odległości od sąsiedniej działki, a nie przy samym płocie. Nie widzę rozwiązania w tej sprawie, o wszystkim musi zadecydować sąd. Swoją pomoc na poprzednim spotkaniu zaoferował prawnik z Urzędu Miasta, może on pomóc stworzyć odpowiedni pozew do sądu. Prosiliśmy, aby właściciele drzew przyszli, lecz nie zastosowali się do naszej prośby. Mamy czekać, aż coś się komuś stanie? - pyta radny.
Mieszkańcy jednogłośnie stwierdzili, że sąd jest jedynym i ostatecznym wyjściem. Radna Wiesława Radecka zapewniła, że jeszcze w tym tygodniu spotka się z konfliktowymi sąsiadami, aby spróbować dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Jedna z sąsiadek właścicieli drzew spotka się natomiast już w przyszłym tygodniu z adwokatem, aby przedstawić dokumentację sprawy i objaśnić całą sytuację.