Negatywnym emocjom na wczorajszej sesji dał upust radny Jan Głodowski. Rajca PiS nie krył swojego oburzenia w związku z - jak twierdzi - zbyt wysokimi krawężnikami przy ul. Zamkowej, które jego zdaniem stanowią śmiertelne zagrożenie dla rowerzystów. Urzędnicy odbijali jednak piłeczkę, wyjaśniając, że rozwiązanie problemu nie leży w gestii magistratu.
- Tu chodzi o bezpieczeństwo naszych mieszkańców - grzmiał Jan Głodowski.
W jego opinii wysokość krawężników mieszczących się przy ul. Zamkowej to lekka przesada, za którą wysoką cenę zapłacić mogą rowerzyści. Ci bowiem w sytuacji zagrożenia ze strony aut nie są w stanie "uciec" na chodnik. Radny optuje za podjęciem jak najszybszych kroków w celu obniżenia nieszczęsnych krawężników. Urząd studził jednak zapał rajcy.
Tomasz Antonowicz, podinspektor ds. urbanistyczno-budowlanych wyjaśniał, że miasto nie jest zarządcą tej drogi, dlatego w materii poruszonej przez radnego niewiele może zdziałać. Taka odpowiedź jeszcze bardziej rozgniewała Jana Głodowskiego.
- Tak jak było przy Kościuszki, musiało dojść do tragedii, żeby ktoś zaczął działać w temacie. I co, teraz będzie tak samo? Niech pan sobie przejedzie rowerem Zamkową i niech panu taki TIR dmuchnie. Nie życzę tego panu - ripostował radny.
Czy przy Zamkowej konieczne są zmiany?