Inwestorzy i najemcy budynków oświatowych przy zarzucają Zbigniewowi Gołębiewskiemu, Powiatowemu Inspektorowi Nadzoru Budowlanego, że ten rzuca im kłody pod nogi i złośliwie nie dopuszcza budynku do użytkowania. Gołębiewski odpiera zarzuty wskazująć, że nie może odebrać budynku z wadami, a przy tym jest szantażowany i poddawany naciskom. Sprawa skońcyz się w sądzie.
Od początku
Inwstorzy kupili działkę przy ul. Pasternakiewicza i wybudwali tam budynek przeznaczony na żłobek, przedszkole i szkołę podstawową dla dzieci z autyzmem. Obiekty mają blisko 1200 metrów.
- W styczniu zawarłam dwie umowy najmu: z przedszkolem "Bajkowa Kryjówka" na ponad 120 dzieci oraz "Niebieskim Domkiem", terapetycznym punktem przedszkolnym dla dzieci z autyzmem - mówił Andżelika Stelmach, jedna z inwestorek.
Jak opisywała, w ostatnich miesiącach złożyła kilka wniosków o pozwolenie na użytkowanie. Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego jednak nie wydał pozytywnej decyzji. Andżelika Stelmach mówiła o zastraszaniu.
- Groził mi i specjalistom, z którymi współpracowałam, skierowaniem sprawy do prokuratury i sądu. Budynek uzyskał pozytywną opinię straży pożarnej i płockiego Sanepidu - mówiła Stelmach. - Od pierwszej chwili, kiedy czyniłam starania złożenia wniosku o pozwolenie użytkowanie, pan inspektor orzekł, że nie wyda pozytywnej opinii, albowiem decyzja zamienna wydana przez urząd miasta jest w jego ocenie błędna. W mojej obecności wykonał telefon do jednej z kierowniczek wydziału. Nie będę cytowała, to bardzo niecenzuralne. Słysząc, że decyzja jest prawidłowa i że urząd jej nie zmieni, w sposób głośny i wulgarny obraził swoją rozmówczynię. Rozłączył się. Zachowanie po rozłączeniu jest nie do opisanie. Nerwy, rzucanie papiermai, uderzanie pięścią w stół.
Andżelika Stelmach konkluduje, że PINB od początku nie chciał wydać decyzji pozytywnej. Sprawą miał zająć się wojewoda mazowiecki i Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego.
- W całości uchylili zaskarżone postawnowienie. Oba organy nie znalazły podstaw do wszczęcia postępowania i stwierdzenie nieważności i wyeliminowania z obrotu prawnego decyzji Prezydena Miasta Płocka - opisywała, wskazująć, że kolejne decyzje spowodowały obsuwę procesu o kolejne tygodnie.
Jeszcze pod koniec roku inwestorzy mieli zostać wezwani do uzupełnienia dokumentów w ciągu 30 dni. Jak mówiła Stelmach, zrobili to, ale Zbigniew Gołębiewski miał stwierdzić, że dokumentacja jest nieprawidłowa.
- I tylko tyle, nie wiemy dokładnie co było nie tak. Wezwani branżyści byli osobiście u inspektora, ale nie byli w stanie nawiązać dialogu i dowiedzieć się czegokolwiek. Dziś będziemy po raz kolejny składać dokumenty, praktycznie te same, z nadzieją, że zostane one przyjęte.
Zarzucała, że inspektor nie wskazuje co jest nie tak, co trzeba poprawić. Wskazywała też, że przedłużająca się procedura to koszty dokumentacja. Budynek też nie zarabia. Inwestorzy złożyli więc 2 pozwy do sądu przeciw Zbigniewowi Gołębiewskiemu - domagają się zapłaty. Padały też oskarżenia o chorych ambicjach, formy wypowiedzi i brak dialogu.
- Ile pieniędzy straciło i ile jeszcze straci na tym, że ten człowiek pełni tak odpowiedzialną funkcję w naszym mieście? - pytała Stelmach.
Porozmawialiśmy z kilkoma przedstawicielami branży budowlanej, którzy dziwili się oskarżeniom wobec isnpektora.
- Jasne, zdarzy się, że inspektorzy się do czegoś "przyczepią", ale to nie tak, że jest "nie, bo nie". Inspektor musi wskazać dlaczego wydaje decyzję odmowną - mówi nam anonimowo przedstawiciel branży budowlanej.
- Trzeba pamiętać, że żłobki i przedszkola są pod szczególnym nadzorem - wskazuje inny, który ma za sobą pracę przy budowie w płockich budynkach oświatowych.
Problem dla placówek
Problem mają nie tylko inwestorzy, którzy nie zarabiają na budynku, ale też placówki oświatowe, które wynajęły tam powierzchnię.Jak mówiła Aldona Klekowicka, dyrektor placówki "Niebieski" domek, umowa na wynajem powierzchni w budynkach przy Pasternakiewicza została zawarta w styczniu 2023 roku. Ma się tam znaleźć punkt przedszkolny i szkoła podstawowa dla dzieci z autyzmem. Jak mówiła, dzieci z autyzmem potrzebują specyficznych warunków do edukacji.
- Co miał zapewnić nam lokal przy Pasternakiewicza. Braliśmy czynny udział w tworzeniu i projektowaniu tego miejsca, aby sprostać wymaganiom naszych dzieci - mówiła Klekowicka.
Latem rozpoczęło się "instalowanie" placówki przy Pasternakiewicza, by we wrześniu rozpocząć rok szkolny. Powstał jednak problem z odbiorem.
- Gdzie będziemy istnieć? Wymówiliśmy umowę z właścicielem lokalu, w którym się mieściliśmy. Tylko życzliwości i empatii tych panów możemy zostać w tych lokalach, choć mają już nowych najemców. Przeciągamy to już 7 miesiąc. Boję się, że nadejdzie taki dzień, kiedy będziemy musieli opuścić stary lokal, a nowy, piękny będzie stał nadal pusty - mówiła, chwilę później nie mogąc już powstrzymać emocji.
Emocji od początku nie potrafiła ukryć za to Agnieszka Stelmach, zarządzająca niepublicznym przedszkolem "Bajkowa Kryjówka". Potwierdziła, że także nadzorowali prace wykończeniowe.
- Znamy dokładnie wymagania przeciwpożarowe i sanepidu, aby nasza placówka była bezpieczna dla naszych dzieci. Ten budynek spełnia je w 100% - mówiła.
Przedszkole też ma problem, bo podpisało umowy z rodzicami 80 dzieci, których trzeba było przyjąć do dotychczasowej placówki. Nowych dzieci przyjąć nie mogą. Zatrudniono też kadrę do nowej placówki.
- Nie możemy odpowiedzieć na zapotrzebowanie, które jest ogromne. W planach Płocka jest aktywizacja na lokalnym rynku pracy. Gdzie rodzice mają oddać dzieci pod opiekę, kiedy nowe, prywatne placówki mają tak duże problemy z odbiorami budynku? Nasz przypadek nie jest jedyny. Warto wspomnieć placówkę Montessori, które też kilka miesięcy borykało z problemami - mówiła.
Agnieszka Stelmach potwierdziła, że Zbigniew Gołębiewski zachowuje się wulgarnie i nazwała jego zachowanie wobec urzędniczki ratusza mobbingiem. Przyznała, że była świadkiem "walenia pięścią w stół".
Władze miasta nie mają jednak wpływu na Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Prezydent Andrzej Nowakowski wskazywał, że nie może nakazać nic inspektorowi, a miasto przy inwestycjach także musi spełniać wymagania PINBu.
- Te rozmowy nie są łatwe, ale zawsze staraliśmy się, żeby były merytorczne - powiedział Nowakowski.
Mecenas ratusza wskazywał, że organem właściwym do rozpatrywania skarg merytorycznych jest Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego.
Inwestorzy zastrzasają inspektora?
Zbigniew Gołębiewski odpierał zarzuty. Mówił, że z taką sytuacją spotyka się po raz pierwszy, a na stanowisku jest od 11 lat. Wskazywał, że zdarzało się, że inwestorzy, którzy nie dostali pozwolenia na użytkowanie, kierowali sprawę do sądu.
- Żadna z tych spraw nie skończyła się pozytywnie dla inwestorów. Podczas tych spraw inwestorzy jeszcze bardziej się pogrążali. Pani Andżelika miała kartkę i miała wszystko fajnie opisane. Przykre jest, że nie przedstawiła wszysktich okoliczności. Na samym początku, kiedy było procedowane pozwolenie na użytkowanie, wskazywaliśmy, że w obiekcie są nieprawidłowości, które dyskwalifikują obiekt z uzyskania pozwolenia na użytkowanie. Pani Andżelika się zaklinała się kilkakrotnie, że budynek jest zbudowany zgodnie z przepisami przeciwpożarowymi. Nie wiem jak to się stało, że droga pożarowa, mimo odbioru straży pożarnej, nie spełniała warunków technicznych - mówił Zbigniew Gołębiewski.
Dalej mówił, że nie było ani jednego miejsca parkingowego dla niepełnosprawnych.
- Odbierałem ja i moi pracownicy dziwne telefony z naciskami, prośbami, wręcz z płaczem, szantażem emocjonalnym, tak jak dzisiaj, że "dzieci czekają na odbiór budynku i chcą się wprowadzić". Dochodziło do sytuacji, że były już urzędnik szczebla wojewódzkiego odwiedził mnie w urzędzie z aranżowaną kontrolą moich działań, gdzie nie ma skargi, żadnej notatki służbowej, ani wezwania mnie do jakichkolwiek wyjaśnień. Odebrałem to jako kolejną próbę zastraszenia mnie. Kiedy nie przyniosło to efektu została mi założona sprawa cywilna o odszkodowanie. Inwestor domaga się zapłaty za utracone zyski, szantażując mnie tym, że zarobiłby, bo obiekt mógł być oddany do użytkowania. Ani ja, ani żaden urząd, nie jesteśmy zakładnikami inwestora. Ja sprawdzam czy obiekt nadaje się do użytkowania czy się nie nadaje - mówił Zbigniew Gołębiewski.
Przyznał, że inwestor rzeczywiście został wezwany do uzupełnienia dokumentów, bo te dostarczone nie spełniają przepisów i procedur, a dopóki obiekt nie będzie spełniał warunków, nie uzyska pozwolenia na użytkowanie.
- Traktuję to jako kolejną próbę wpłynięcia na moje decyzje i szantaż. Bardzo chętnie odpowiem na wszystkie pytania i jeśli będzie potrzeba złożę pisemna sprawozdanie z moich działań - zapewnił Gołębiewski.
Sprawa skończy sie w sądzie. Zbigniew Gołębiewski wskazywał, że będzie to rozmowa o naciskach czy fałszowaniu dokumentów
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.