Rolnicy z Helenowa Suserskiego czują się bezradni. Ich pola toną pod hektolitrami wody, urzędnicy twierdzą, że mają związane ręce, a wszystko to, jak mówią, przez program ochrony przyrody. Zarośnięte koryto rzeki blokuje swobodny przepływ wody, lecz przepisy nie pozwalają na podjęcie jakichkolwiek działań. - Dla ekologów ważniejszy jest los żaby i ptaszka, niż ciężko pracującego człowieka. Każdy z nasz stracił już po 5 tys. zł. Kto nam odda te pieniądze? - pytają retorycznie rolnicy.
Ubiegłotygodniowe ulewy nie oszczędziły rolników z Helenowa Suserskiego. Płynąca przez wieś Przysowa nie była w stanie poradzić sobie ze skutkami rzęsistych opadów, sytuacja przerosła też możliwości rowu melioracyjnego. W efekcie gospodarze swoje uprawy przemierzają w gumowcach, niemal po kolana brodząc w wodzie. Jak mówią, przyczyna leży w korycie rzeki porośniętym tatarakiem.
- Woda nie jest w stanie swobodnie płynąć, ale co się dziwić, skoro rzeka jest zarośnięta na długości 5 km i przepustowość jest znikoma. Chętnie wspólnymi siłami sami uporalibyśmy się z tym problemem, ale unijne przepisy zabraniają nam tknąć się rzeki choćby palcem - opowiada Krzysztof Wypych, jeden z gospodarzy.
Mowa o programie ochrony przyrody, Natura 2000, którego celem jest zachowanie określonych typów siedlisk przyrodniczych oraz gatunków, które uważane są za cenne i zagrożone w skali całej Europy. Takie argumenty nie satysfakcjonują jednak gospodarzy z Helenowa Suserskiego. Straty spowodowane zalaniem setek hektarów liczone są już w dziesiątkach tysiącach złotych, a może być jeszcze gorzej.
- Trawa gnije, koryto rzeki jest przepełnione, a nasze kieszenie prawie puste. Czym wykarmimy bydło? Z tego co nam wiadomo, nie mamy co liczyć na jakiekolwiek odszkodowanie, a straty mogą być jeszcze wyższe. Przyjdą kolejne ulewy, rzeka znowu wyleje, bo przecież do września obowiązuje całkowity zakaz czyszczenia koryta. To jakaś paranoja - denerwuje się Grzegorz Janicki.
Rolnicy interweniowali w gminie i starostwie. Przybyli na miejsce urzędnicy stwierdzili jednak, że mają związane ręce z powodu narzuconych odgórnie dyrektyw. Gospodarze nie poddają się i skierowali pismo do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie. Podpisało się pod nim kilkudziesięciu mieszkańców. Z założonymi rękami nie zamierza także siedzieć wójt gminy Szczawin Kościelny.
- Mobilizujemy mieszkańców innych sołectw, żeby oni również podpisywali się pod petycją. W działania zaangażowałem też wójta gminy Pacyna, gdzie rolnicy także ponieśli spore straty. Jedyną możliwością uzyskania odszkodowania jest jednak ogłoszenie przez ministra klęski żywiołowej - mówi wójt Jerzy Sochacki. - Ponadto staramy się dojść do porozumienia z gostynińską spółką wodną, aby ta wydała zgodę na budowę zastawki na rzece. Gmina nie zostawi rolników bez pomocy - zapewnia wójt.