Od razu zaznaczę, że piłkę ręczną oglądam od ponad 20 lat, ale myślę, że mógłbym nie znaleźć się w top 100 płocczan znających się na tym sporcie. Coś tam jednak wiem i rozumiem, a z tymi, którzy znają się lepiej, chętnie rzeczowo podyskutuję.
Czy Wisła zmarnowała swoją szansę? Można użyć takiego stwierdzenia i jest w nim sporo prawdy. Z jednej strony HBC Nantes to bardzo dobra ekipa, nie bez powodu zajęła przecież trzecie miejsce w tej drugiej, wydaje się silniejszej grupie, Ligi Mistrzów. Zwycięstwa z Magdeburgiem, Pickiem Szeged czy remisy z Barceloną i Aalborgiem to nie są przypadkowe wyniki. Gregory Cojean prowadzi zespół, w którym jest dużo talentu. Z drugiej strony Francuzi mają swoje problemy - wypadł Aymeric Minne, w weekend prawdopodobnie pogrzebali swoje szanse na tytuł mistrza kraju, przegrywając z 14. drużyną w tabeli.
Problemy, jak widać, miała też Wisła.
Czy popełniono błędy?
Dziś wiemy, że tak, ale po fakcie każdy jest dużo mądrzejszy. Tydzień temu wydawało się, że Miha Zarabec może zagrać, że kontuzja mięśniowa jest zaleczona. Takie był sygnały z klubu - gdyby trzeba było, to by zagrał. Nafciarze ugrali jednak trzybramkową przewagę, choć i po tamtym meczu był niedosyt, bo mogło być wyżej. Dużo łatwiej grałoby się z dwukrotnie większą przewagą. Wyglądało na to, że tydzień pomiędzy pierwszym a drugim meczem gra na korzyść Wisły. Zarabec do Francji pojechal, usiadł na ławce, ale nie wszedł na parkiet ani na minutę, a każdy kto oglądał mecz widział, z jakim trudem Nafciarzom przychodziło rozegranie akcji w ataku. Widać, ile rozgrywający znaczy dla drużyny. Czy można było wziąć kogokolwiek zdrowego, choćby trzeciego bramkarza? Pewnie tak. Zasłona dymna nie zadziałała, dziś to wiemy. Może to sama obecność Słoweńca dobrze działa na drużynę? Jest taka możliwość.
Można się jeszcze przyczepić, że Mirko Alilović mógł szybciej zastąpić Viktora Halgrimssona, któremu ten dwumecz zupełnie nie wyszedł. Poza tym nie widzę "winy" Xaviego Sabate w tym co się stało. Nafciarze mieli swoje czyste okazje do zdobycia bramek, po prostu kolejni zawodnicy przegrywali pojedynek z Ivanem Pesiciem. Nie ma chyba jasnej i jednoznaczne odpowiedzi w sporcie na to, czemu coś jednego dnia wychodzi, a drugiego nie. Mentalność? Koncentracja? Przemotywowanie?
Porażki na pewno nie można tłumaczyć brakiem doświadczenia, bo to właśnie doświadczeni zawodnicy zawiedli, a Filip Michałowicz i Gergo Fazekas dźwignęli ciężar meczu. Wisła w pierwszej odsłonie poszła na wymianę ciosów, na grę, w której nie mogła wygrać, nie na terenie gospodarzy. Zawodnicy Nantes za łatwo dochodzili do sytuacji rzutowych, Nafciarze zupełnie nie wyglądali jak zespół Xaviego Sabate, który znany jest z żelaznej defensywy. Wyglądało to po prostu bardzo źle w pierwszych 30 minutach, ale za tę heroiczną pogoń w drugiej odsłonie należy się szacunek. Zabrakło jednej-dwóch obron, jednego dobrego rzutu ze skrzydła czy obrotu. Co prawda to jeszcze bardziej frustruje, bo ten awans naprawdę był na wyciągnięcie ręki.
W internecie pojawiło się sporo nieprzyjemnych komentarzy, co zrozumiałe, bo złość leży w naturze kibica. Na chłodno można jednak zadać sobie pytanie: a może po prostu wygrał zespół obiektywnie lepszy?
Idą zmiany w Wiśle
Wiemy już, że w przyszłym sezonie Xavi Sabate będzie dysponował mocniejszą kadrą. Odsądzanie tych zawodników i trenera od czci i wiary tu i teraz uznaję jednak za absurd. Pół roku temu świętowaliśmy zdobycie potrójnej korony i ja rozumiem, że to co było, to już było i fakt - jesień w Lidze Mistrzów była fatalna. Koniec końców cel, jakim było wyjście z grupy, został spełniony, a dalej Wisła już tylko "mogła", a nie "musiała". Wisła nie jest dziś personalnie silniejszą ekipą, niż dwa lata temu, kiedy biła się w ćwierćfinale. Niektórzy zawodnicy mają zjazd formy, inni po prostu potrzebują odbudowy po kontuzji czy okresie niegrania.
W Płocku ambicje sięgają Final Four Ligi Mistrzów, ale to nie jest tak, że da się tam dojść na skróty w sezon czy dwa. To proces, w trakcie którego będą lepsze i gorsze momenty, który może, ale wcale nie musi się udać. W sporcie liczba zmiennych jest nieskończenie wielka. Wiadomo, że będzie kilka zmian personalnych w składzie. Pewnie jeszcze nie do końca wiadomo, jak daleko sięgną. Być może przyjdzie czas, że będzie trzeba pożegnać się z zawodnikami, którzy są tu po 5, 7, nawet 10 i więcej lat. Niektórzy skończą w końcu kariery, miejsce innych zajmą zawodnicy, którzy mają pozwolić zrobić krok do przodu. Taka jest kolej rzeczy.
Niektórzy kibice palcami wskazują po meczu z Nantes na konkretne nazwiska. Ja zawsze powtarzam, że w koleżeńskim układzie bardzo trudno o 100-procentowy profesjonalizm. Pozostaje wierzyć, że w Orlen Arenie wiedzą, co robią, choć przyznaję, że nie znając drugiego dna (i nie wiedząc czy takie istnieje) oddanie Filipa Michałowicza do Wybrzeża Gdańsk wygląda na co najmniej dziwny ruch.
Obrona tytułu
O ile celem Wisły w Europie było tylko wyjście z grupy, o tyle na krajowym podwórku cel jest prosty: powtórzenie wyczynu sprzed roku i zdobycie potrójnej korony. Co do tego nie ma już wymówek. Trzeba się szybko zbierać, bo za pasem mecze o tytuły. Industria Kielce to wciąż mocny zespół, z wieloma klasowymi zawodnikami, ale w świętokrzyskim problemów jest chyba więcej, niż w Płocku. W moim odczuciu minimalnym faworytem będzie Wisła.
Gra idzie nie tylko o tytuł, który jest wartością samą w sobie, ale też przepustkę na przyszły sezon Ligi Mistrzów. Co prawda jestem przekonany, że EHF nie zgłupieje i teraz jeszcze przyzna dziką kartę wicemistrzowi Polski, ktokolwiek by nim nie był. I w Płocku i w Kielcach na mecze przychodzą setki kibiców, oglądalność w telewizji też jest pewnie przyzwoita. Z drugiej strony federacja lubi zapraszać do rozgrywek kluby z krajów, w których jeszcze nie ma sprzedawnych praw do transmisji, a wiadomo - liczy się kasa. W tym roku w rozgrywkach zabrakło np. ekipy ze Słowenii. Pewnie po zakończeniu konfliktu na Ukrainie do łask szybko wrócą Rosjanie i Białorusini, za sezon-dwa może zrobić się ciasno.
Michał Wiśniewski,
redaktor naczelny Portalu Płock
Komentarze (0)