reklama
reklama

Dramatyczna sytuacja w płockim pogotowiu. Żaden ratownik nie pełni dyżuru

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Michał Siedlecki

Dramatyczna sytuacja w płockim pogotowiu. Żaden ratownik nie pełni dyżuru - Zdjęcie główne

foto Michał Siedlecki

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Ratownicy medyczni z płockiej stacji zaostrzyli protest. Zgodnie z zapowiedziami, od 1 października nie pracują. Dołączyli do ogólnopolskiej akcji. - Nie mamy już żadnej swojej karetki. Do pacjenta na Podolszyce pojechał zespół z kujawsko-pomorskiego – zdradziła w rozmowie z nami Lucyna Kęsicka, dyrektor płockiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego.
reklama

Jak się okazuje, sytuacja na płockiej stacji jest dramatyczna. Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że ratownicy medyczni od kilku dni zaostrzyli swój protest i nie pojawiają się w pracy. Dziś, a więc we wtorek, 5 października, żaden ratownik medyczny z Płocka nie podjął pracy. By móc pomóc pacjentom do miasta ściągane są zespoły z okolicznych miejscowości. 

- Dzisiaj nie mamy żadnej swojej karetki - potwierdziła dyrektor Kęsicka. - Dostałam informację, że do pacjenta z Podolszyc trzeba było wysłać medyków z województwa Kujawsko-Pomorskiego. Oczywiście oni stacjonują u nas, w ramach alokacji poczynionej przez wojewodę, co nie zmienia faktu, że jest źle – dodała.

Szefowa płockiego pogotowia przyznaje, że za chwilę mogą pojawić się ogromne problemy z dojazdem do pacjentów. Scenariusz, w którym nie ma komu jechać nieść pomóc jest bardzo realny.

- Część ratowników, którzy pracują na umowach o pracę, poszło na zwolnienia lekarskie, a kontraktowi po prostu nie stawili się w pracy - wyjawiła w rozmowie z nami dyrektor płockiego pogotowia. - Trwają rozmowy z ministrem, ale bardzo ciężko jest się porozumieć z ratownikami. Nie akceptują oni zaproponowanych warunków płacowych, a w delkaracje po prostu nie wierzą – przyznaje.

Patowa sytuacja trwa pomimo uzyskanego porozumienia na linii ratownicy-Ministerstwo Zdrowia. Przypomnijmy, 22 września media ogólnopolskie obiegła informacja, że Komitet Protestacyjny Ratowników Medycznych i Związek Pracodawców Ratownictwa Medycznego SP ZOZ podpisał porozumienie z resortem zdrowia. Wynegocjowano wówczas 30-procentowy dodatek finansowy za pracę w ciężkich warunkach, który miał dotyczyć nie tylko ratowników na umowach o pracę, ale wszystkich zatrudnionych. Co więcej, pracodawcy mieli zobowiązać się do tego, by medyk zatrudniony na podstawie umowy cywilnoprawnej zarabiał nie mniej niż 40 zł na godzinę. 

Medycy nie są jednak usatysfakcjonowani z tych ustaleń. Co więcej, mają wątpliwości czy zostaną one w ogóle wprowadzone. Chcą ustaleń przeniesionych "na papier". Medycy mają obawy, że po ucichnięciu medialnej wrzawy zostaną oszukani.

- Na dzień dzisiejszy nie znamy w dalszym ciągu żadnych konkretnych kwot - prezydowała Lucyna Kęsicka, szefowa płockiego pogotowia. - Nadal nieznana jest chociażby stawka dobokaretki. Tak naprawdę wiemy tylko o tych 30-procentach. My jako pracodawcy musimy znać wszystkie kwoty, by wiedzieć ile pieniędzy mogli rozdysponować. Chcemy móc usiąść z pracownikami i porozmawiać o realnych podwyżkach. W tej chwili nie możemy tego zrobić - tłumaczyła w rozmowie z nami.

Póki co w płockim pogotowiu trwa proces "łatania dziur" . Do pacjentów z Płocka i okolic dojeżdżają ratownicy z Sierpca, Gostynina, Płońska czy Wyszogrodu, które zostały skierowane do miejskiej stacji w wyniku relokacja przez Centrum Powiadamiania Ratunkowego. 

- Karetki są przenoszone do nas z innych rejonów – powiedziała Kęsicka. - W naszym rejonie operacyjnym dzięki Bogu nie doszło jeszcze do żadnej tragedii. Jakoś dajemy radę. Nie wiem jednak jak długo. Mam nadzieję, że nikt nie umrze przez to, że czekał za długo na karetkę – dodała po chwili.

Jak zdradziła w rozmowie z nami dyrektor Kęsicka, będą podejmowane kolejne próby rozmowy z ministrem  Waldemarem Kraską. - Będziemy żądali konkretnych odpowiedzi. Ta sytuacja trwa już za długo - przekonywała szefowa płockiego pogotowia. 

Tymczasem, jak udało nam się dowiedzieć, do Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku trafiło pismo, którego adresatem jest dyrektor Kęsicka. Ratownicy medyczni zatrudnieni w płockiej stacji oczekują niezwłocznego spotkania się z przedstawicielami pogotowia i otwartego dialogu. Zarzucają szefowej stacji bagatelizowanie problemu.

Przypominają też, że Zespoły Ratownictwa Medycznego nie pełnią dyżurów już piątą dobę, a do pracy nie wyjechał żaden zespół z Płocka oraz okolicznych powiatów (sochaczewskiego, wyszogrodzkiego i gminy Gąbin). 

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu portalplock.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama