Klęska Elgo okazała się dopiero początkiem kataklizmu, jaki nawiedził gostyniński rynek pracy. Kolejny cios przyszedł zaledwie 3 miesiące po tym, jak pod młotek trafił zakład przy Kutnowskiej. 2 czerwca Sąd Rejonowy Katowice-Wschód ogłosił bowiem upadłość obejmującą likwidację spółki Pietrzak Holding, w tym także zakładu w Gostyninie.
Powiedzieć, że w gostynińskim sektorze zatrudnienia nie dzieje się najlepiej, to jak nie mówić nic. Równia pochyła, na której znalazł się lokalny rynek pracy zmierza w kierunku przepaści - wzdychają bezradnie mieszkańcy. Nie ma się co dziwić, skoro w ciągu zaledwie kilku miesięcy pod młotek poszły dwa największe zakłady zatrudniające kilkaset osób. - Za co mamy żyć? - pytają rozgoryczeni.
Decyzja o ogłoszeniu upadłości Pietrzak Holding była tylko kwestią czasu, a informacje o plajcie spółki pojawiły się już w ubiegłym roku. W listopadzie właściciel firmy złożył wniosek o upadłość z możliwością zawarcia układu, lecz bezskutecznie. Szalę przechyliła sytuacja pozostających bez wypłat hutników z Walcowni Blach Grubych w Chorzowie Batorym, na wniosek których sąd przyspieszył decyzję o likwidacji..
Ogłoszenie upadłości spółki jak grom z jasnego nieba spadło na ponad 170 osób zatrudnionych w gostynińskim zakładzie. Tuż przed wyrokiem sądu, ze stanowiska zrezygnowała główna księgowa, w ślad za nią poszli kolejni - jedni złożyli wymówienia, inni udali się na urlop bądź zwolnienie chorobowe. Na początku lipca za pracę "podziękował" także kierownik zakładu. Ci, którzy postanowili pozostać na tonącym okręcie, nie mogą zaś spać spokojnie. Sen z powiek spędza im perspektywa utraty zatrudnienia oraz brak wynagrodzeń.
- Za kwiecień otrzymaliśmy zaledwie 800 zł zaliczki, za maj nie zobaczyliśmy nawet złamanego grosza, a za czerwiec dostaliśmy tysiąc złotych w ratach po 500 zł - relacjonował w rozmowie z naszym reporterem jeden z pracowników. - Zaległości ma nam wypłacić Fundusz Gwarancyjny, lecz z tego co nam wiadomo, syndyk nie przygotował kompletu dokumentacji, przez co odrzucono wniosek.
Jak słyszymy, decyzja Funduszu Gwarancyjnego zapadnie 27 lipca. W ubiegły wtorek pracownicy otrzymać mieli natomiast część należności, które obiecać miał im syndyk. Jeśli te nie wpłynęłyby na ich konta, miało dojść do strajku. Tak się jednak nie stało, bo środki, co prawda w piątek, ale ostatecznie trafiły do pracowników.
Jak się dowiadujemy, syndyk, Zbigniew Głodny nie raczy pojawić się osobiście w Gostyninie. Podczas spotkania z jego pełnomocnikiem, sfrustrowani pracownicy zapytali, jak mają wyżyć za kilkaset złotych, podczas gdy syndyk "przytula" miesięcznie kilkanaście tysięcy. - Roześmiał się w głos. Dał nam do zrozumienia, że nasz los wisi mu i powiewa - grzmią ze złością.
Co dalej z gostynińskim zakładem? Czy pracowników czeka ten sam los, co załogę Elgo? Sprawę będziemy monitorować.