Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz po powrocie na testach wydolnościowych zapytałem o co chodzi ze zmianą numeru. Powiedziałeś, że jak umówimy się na wywiad, to powiesz. Więc o co chodzi? Przez ostatnie lata grałeś z “22”, w Wiśle Płock grasz z “14”.
Chciałem zmienić numer. “14” jest o tyle znacząca, że pod takim numerem mieszkałem w rodzinnym domu. Z tamtych lat mam najlepsze wspomnienia związane z piłką i chciałem, żeby ten numer mnie motywował do grania. Chcę czerpać radość z piłki, bo ten wiek, po przekroczeniu 30… Zaczyna świecić się lampka, że jest bliżej końca, niż początku. Chcę jak najwięcej radości czerpać z reszty kariery.
Ostatnio czytałem biografię Johana Cruijffa, on też grał z 14. Jestem zmotywowany jego podejściem do futbolu. To jedna z inspiracji.
Zaczynasz już myśleć co będziesz robić po karierze? Nie jesteś aż tak blisko końca, masz dopiero 31 lat, jeśli zdrowie dopisze to przez dobre 4-5 lat możesz grać.
Dokładnie, jeśli będzie zdrowie, to liczę, że uda mi się pograć na najwyższym poziomie jeszcze przez 4 lata. Mam taką nadzieję, ale wiemy jak jest w piłce - jedna kontuzja może wszystko zmienić.
Takie myśli z tyłu głowy się pojawiają, ale staram się je od razu zbijać i skupiać na jak najlepszym wykorzystaniu czasu, rozwijaniu się i udoskonalaniu swoich umiejętności. Chcę wycisnąć maksa.
Jak to się stało, że wróciłeś do Wisły Płock?
Byłem w kontakcie z władzami Wisły mniej więcej od połowy rundy wiosennej. Nie ukrywam, że Wisła była najbardziej konkretna w tym momencie przedsezonowym. Nie chciałem czekać na nie wiadomo jaką ofertę. Być może mógłbym czekać na Ekstraklasę, ale wiem, że nie byłbym tam pierwszym wyborem. Trener Misiura przekonał mnie swoją wizją. Liczył się nie tylko klub, otoczenie, ale pomysł na zespół. Uwierzyłem w to i cieszę się, że tu jestem. Cieszę się, że tu jestem. Po kilku pierwszych kolejkach mogę powiedzieć, że mam dużo radości z gry, a przy tym mamy dobre miejsce w tabeli, to też ważne.
A czy to, że trener Misiura dzwoni z Płocka, a nie np. Gdyni czy Legnicy ma jakieś znaczenie?
Znałem Wisłę, więc gdybym miał podobną ofertę, to wybrałbym właśnie Wisłę. Znam teren, ludzi, miasto, klub. Miejsce bliższe sercu. Z wiekiem podchodzę jednak tak, że ważna jest też osoba trenera i ambitnego projektu Wisły.
Miałem niezłe sezony w Ekstraklasie i myślę, że mogę grać na tym poziomie. Chciałem podjąć rękawicę i zrobić tu coś ambitnego.
Czy w rozmowach przewijał się cel: idziemy po Ekstraklasę?
Nie ma co ukrywać, że taki jest cel. Nikt o niczym innym nie mówi. Dobrze, że cel jest tak postawiony, ale nie można się też tak na nim skupiać. Dopiero za 8-9 miesięcy przekonamy się kto awansuje. To daleka droga. Trzeba skupiać się na codziennej pracy, dlatego chciałem być z zespołem od początku okresu przygotowawczego, wykorzystać każdy trening, grać się z drużyną. Jest wielu nowych zawodników. Treningiem i meczami trzeba tydzień po tygodniu potwierdzać jakość. Cel jest długoterminowy, mamy go z tyłu głowy, ale najważniejszy jest każdy kolejny mecz.
Wisła Płock jest pewną marką w I Lidze, ale mecze z Kotwicą Kołobrzeg czy Pogonią Siedlce pokazały, że respekt respektem, ale co tydzień trzeba wychodzić i swoje wyszarpać.
Znam realia pierwszoligowe. Bardzo fizyczna liga, drużyny są waleczne, dobrze zorganizowane. Nie można bagatelizować przeciwnika tylko dlatego, że jego klub jest mniejszą marką. Drużyny nie są przypadkowe.
Wydaje mi się, że właśnie z tymi przeciwnikami teoretycznie słabszymi trzeba się mobilizować i nie odpuszczać, bo oni tylko liczą na nasz brak koncentracji. Nie ma taryfy ulgowej od żadnej drużyny.
Jak oceniasz pierwszych 8 kolejek? Z tygodnia na tydzień pojawiają się nowe rozwiązania, dowiadujemy się coraz więcej o drużynie. My widzimy to z zewnątrz, a jak ty to widzisz od środka?
Tak jak mówisz, z każdym meczem jest faza rozwoju. Trener przed każdym meczem wprowadza jakieś nowe rozwiązania i pewnie przez jakiś czas tak właśnie będzie. Wydaje mi się, że jest dobrze. Najważniejszy jest rozwój drużyny, bo liczy się cały sezon. Na razie mamy 17 punktów, fajnie, ale to nam jeszcze nic nie daje. Mam nadzieję, że porażka w Niecieczy to będzie lekcja na przyszłość. Tak bym go odbierał, że to zaprocentuje w przyszłości. Cały czas się siebie uczymy, zgrywamy siebie, jest wielu nowych zawodników. Wydaje mi się, że mecze wyglądają coraz lepiej. Jestem optymistycznie nastawiony do naszej gry. Jeśli będziemy konsekwentni i tak grali, to wierzę, że przyniesie to efekt.
Efekt na miarę mistrzostwa ligi?
Widzimy na razie, że Termalika jest poza zasięgiem innych drużyn. Jeśli utrzymamy poziom rozwoju, to wydaje mi się, że będziemy mogli rywalizować w bezpośrednim pojedynku na wiosnę.
Zobaczymy, kto jak przepracuje przerwę na kadrę. Jeśli jesteś na szczycie to możesz pomyśleć, że nie musisz już tak ciężko trenować. Za naszymi plecami czają się inne zespoły, które tylko czekają aż wpadniemy w dołek. Ważne jest, żeby dobrze spożytkować ten okres, odpocząć i przygotować coś na kolejną część sezonu.
Trener Misiura często wracał do meczu w Niecieczy. Mówił, że to bardzo dobry mecz i gdyby skuteczność nie zawiodła, to pewnie Wisła patrzyłaby dziś na wszystkich z góry. Jak zespół przeżył tę porażkę?
Mecz uciekł nam w drugiej połowie po czerwonej kartce. Strzeliliśmy gola, ale popełniliśmy błędy. Odbieramy to jako lekcję, każdy wyciągnął wnioski. Mecz można było zamknąć w pierwszej połowie, a wypuściliśmy go z rąk. Z topem ligi trzeba wykorzystywać swoje sytuacje.
To na razie nasz punkt odniesienia na początku sezonu. Pokazaliśmy dużo naszego ofensywnego futbolu. Musimy to kontynuować.
Czego Wiśle jeszcze brakuje żeby być zespołem kompletnym, który będzie mógł powiedzieć: chcemy być mistrzem tej ligi i nic innego nas nie interesuje.
Na pierwszą myśl przychodzi mi wykorzystywanie sytuacji. Z Termaliką mogliśmy strzelić 2-3 bramki do przerwy. Z innymi przeciwnikami wygrywaliśmy różnicą 1 bramki, a można było szybciej strzelać bramki i zamknąć spotkanie szybciej. Warto korzystać ze słabości przeciwników i przechylić szalę na swoją korzyść. Finalizacja akcji i może trochę więcej wyrachowania. Dodałbym jeszcze, żeby każdy z nas miał w sobie, że idziemy po kolejne bramki. Wydaje mi się, że to taki mały kamyczek do naszego ogródka.
Powspominamy?
Pewnie.
Jak wyglądało twoje odejście z Wisły Płock? Domyślam się, że to nie jest najlepsze wspomnienie.
To prawda, ciężki moment. Zadomowiłem się w Płocku, a zarząd zakomunikował mi, żebym poszukał innego klubu. To była końcówka okienka. Myślałem, że zostanę, miałem plany, a jednak trzeba to przeciąć i udać na wypożyczenie do Pogoni Siedlce. Z perspektywy czasu widzę dużo plusów. Zmieniłem w sobie kilka rzeczy, to zaprocentowało. Nie mam żalu. Wtedy to nie był dobry moment, ale po paru latach mogę powiedzieć, że udało mi się to fajnie ułożyć.
Byłeś później w Stomilu Olsztyn. Widać już wtedy było, że potoczy się to tak, jak się potoczyło? Dziś Stomil gra na tym samym poziomie co rezerwy Wisły.
Odszedłem ze Stomilu właśnie dlatego, że były problemy finansowe, klub nie mógł się wywiązać. Te problemy zawsze były w tle, ale wcześniej drużyna była mocniej skonsolidowana i utrzymywała poziom I-ligowy. Przydarzały się jednak jakieś minusowe punkty. Mam nadzieję, że to czyściec i Stomil będzie się odbudowywał. Otoczka wokół klubu nie jest chyba jednak najlepsza, stadion… Mam nadzieję, że piłka się tam odrodzi. Wiem, że jest tam głód piłki.
Sandecja Nowy Sącz to nie był chyba najlepszy wybór w karierze?
Ja tak nie uważam. Dużo grania, doświadczeń. Raczej pozytywnie rozpatruję ten okres. Wyciągnięto do mnie rękę po pobycie w Stomilu i jestem wdzięczny klubowi.
I wtedy dzwoni Widzew grający w I lidze. Co by nie mówić, duża marka.
To był okres covidowy, nie miałem klubu. Miałem 2-3 oferty, zdążyłem już w sobie podjąć decyzję. Potem zadzwonił Widzew i długo się nie zastanawiałem. Mieli ambicje działające na wyobraźnię, kwestie finansowe i inne nie były tak istotne.
Latem 2021 roku zapada decyzja że zostajesz przestawiony ze skrzydła na pozycję defensywnego pomocnika. To wymyślił trener Niedźwiedź czy miałeś w tym swój udział?
To był okres przejściowy w Widzewie. Wielu zawodników odeszło, nowi jeszcze nie przyszli. Pierwszy obóz, mieliśmy kilkunastu zawodników. Trener szukał rozwiązań, spróbował mnie na środku w jednym i drugim sparingu. Zaczynałem przygodę z piłką na tej pozycji, dopiero później zostałem przesunięty na skrzydło. Po kilkunastu latach wróciłem do środka i zadomowiłem się. Dużo nauczył mnie też trener Niedźwiedź. Stworzyła się fajna drużyna i poszło.
To było bardziej na zasadzie “potrzeba matką wynalazków”. Tak już zostało. Grałem w międzyczasie na innych pozycjach, na wahadle jednym i drugim. Trener ustawiał mnie na różnych pozycjach na boisku.
Z Widzewem udało się w końcu awansować do Ekstraklasy. Jakie masz wspomniane z tym okresem?
Pamiętam początki. Rodziło się w to bólach, po przebudowie, podobnej do tej w Wiśle teraz. Nikt nie oczekiwał, że musi być awans już w tamtym sezonie. Zaczęliśmy dobrze, jedno, drugie zwycięstwo i stworzyła się fajna drużyna. Zawodnicy szli jeden za drugiego. Trener Niedźwiedź w pełni wykorzystał nasz potencjał. O awans graliśmy do ostatniej kolejki, ale udało się. Naprawdę miłe wspomnienia.
Wróciłeś do Ekstraklasy, daliście nam wtedy w czapkę - tak przy okazji to wtedy zaczął się dołek Wisły. Jak wspominasz atmosferę Widzewa, kibiców?
Było kilku zawodników, którzy kiedyś grali w Ekstraklasie, potem wrócili. Była fantazja i świeżość, zrobiliśmy 3. miejsce na koniec roku. Potem może trochę osiedliśmy na laurach? Może nie wierzyliśmy, że coś możemy osiągnąć. Spokojnie się utrzymaliśmy, ale nic więcej. Postęp jednak był, pozycje były wyższe. Fajna przygoda, dużo emocji. Klub budzi emocje, było kilka meczów wartych zapamiętania.
Pobyt w Widzewie to szkoła życia?
Pod względem otoczki klubu to na pewno ciekawe doświadczenie. Duża presja zewnętrzna, kibiców i całego otoczenia. W Łodzi o Widzewie mówi się bardzo dużo. Na pewno szkoła życia, człowiek się hartuje w takich warunkach. Trzeba się z tym mierzyć. Po awansie cel był spełniony i wydaje mi się, że wtedy kibice byli pozytywnie nastawieni. Presja była większa w I lidze.
Bardzo duże doświadczenie. Co 2 tygodnie graliśmy przy 18 tysiącach widzów. Człowiek spełnia się piłkarsko. Życzę każdemu piłkarzowi, żeby mógł coś takiego przeżywać. Mam nadzieję, że naszą grą zapełnimy też stadion w Płocku.
Pytam też od strony medialnej. Z jednej strony trzeba dźwigać presję, z drugiej strony to oznacza rozwój. W Płocku jak wyjdziesz na miasto i wypijesz piwko, to pewnie mogłoby to zostać niezauważone, a w Łodzi? Nie wydaje mi się.
Jeśli wygrywaliśmy, to było dobrze, ktoś pozdrawiał na ulicy. Nie miałem jednak przykrych sytuacji. Pilnować trzeba się zawsze, niezależnie od tego czy jesteśmy w Płocku czy w Łodzi, nie ma to znaczenia. Warto dbać o swój wizerunek.
Chodzi mi też o to, że w Płocku choćby zainteresowanie medialne jest nieporównywalnie mniejsze.
Tak, w Łodzi zainteresowanie jest zdecydowanie największe.
Pamiętam, co mi opowiedział kiedyś Patryk Stępiński, kiedy wspomniałem o presji. Powiedział, że presja to jest w Widzewie, jak na trening przychodzi 5 dziennikarzy i pytają dlaczego słabo zagrałeś.
Z tej perspektywy powiem, że nie wyobrażam sobie, że jesteśmy w Ekstraklasie i mielibyśmy spaść. Człowiek ma to z tyłu głowy, żeby nie zawieść kibiców. Tak jest wszędzie, ale w Łodzi dzieje się to na większą skalę.
Myślisz, że zrobisz drugi w karierze awans z Wisłą Płock?
Widzę ku temu przesłanki na treningach i w meczach. Gramy ciekawą piłkę, w miarę skuteczną. Taką grą zapracujemy na awans. Nikt jednak nie śpi, widzimy co się dzieje. Zwalnianie trenerów, szybkie reakcje - każdy chce awansować w tym sezonie. Jestem jednak pełen optymizmu. Nie możemy się jednak zatrzymać, musimy iść do przodu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.