Wywiad został przeprowadzony w dość nietypowej formie, bo przy udziale kilkusetosobowej widowni na pokoju na platformie "X". Całość rozmowy jest do odsłuchania tutaj.
Dlaczego transfery są przeprowadzane z opóźnieniem? Te 2-3 ruchy dało by się pewnie przeprowadzić szybciej.
Piotr Sadczuk: Zawsze można mieć swoje interpretacje czy późno czy nie. Na pewno wolelibyśmy zrobić to wcześniej. Od samego początku mieliśmy swój plan, ale, jak to w klubie, musi być kilkutorowo zbudowany. Nie wiedzieliśmy czy awansujemy czy nie. Walczyliśmy do samego końca, awansowaliśmy jako ostatnia drużyna po finale baraży. Zazdroszczę Arce Gdynia czy Termalice, bo te kluby miały dużo więcej czasu żeby się przygotować, czy to pod względem transferów, organizacyjnym czy jakimkolwiek innym. Czas jest naprawdę istotny.
Trzeba pamiętać, że co najmniej kilku zawodników, tych w naszej kadrze i tych z którymi rozmawialiśmy, czekali czy będzie awans czy nie. Nie ma co ukrywać, że kilku zawodników nie czekało na zakończenie ligi i ewentualny awans, tylko podejmowali rozmowy z innymi klubami. Plan był taki, że jeśli awansujemy to rozpoczynamy rozmowy z naszymi najlepszymi zawodnikami. Bardzo nam zależało, żeby trzon drużyny, 14-15 podstawowych zawodników, zostało. To oni wywalczyli ten awans. Runda wiosenna była bardzo udana i postanowiliśmy, że nie ma sensu dokonywać zmian w dobrze funkcjonującym organizmie. Przedłużenia zaczęliśmy, bez względu na ligę, rozpoczęły się zimą. Jako pierwszy umowę przedłużył Łukasz Sekulski i kolejno rozmawialiśmy z następnymi zawodnikami, których kontrakty się kończyły. Około 80% zawodników mieliśmy “podpisanych” przed zakończeniem rundy, zostali Bojan Nastić, Marcus Sangre, Bartek Gradecki, Krystian Pomorski. Niestety nie udało nam się podpisać kontraktu z Bartłomiejem Gradeckim. Zależało nam na utrzymaniu trzonu zespołu. Chcemy dołożyć kilku zawodników, prawdziwych wzmocnień. I taki plan mieliśmy, ale nie zawsze wszystko się uda łatwo czy szybko. Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy się spieszyli, tylko pójdziemy w jakość. Pion sportowy i sztab trenerski mają zawodników, na których nam najbardziej zależy. Rozmowy się toczą i jak tylko je finalizujemy, to przelewamy wszystko na papier, przechodzimy przez procedury w klubie. Tak to wygląda.
Czy jesteśmy spóźnieni? Na pewno wolelibyśmy, żeby zawodnicy dołączyli do nas przed zgrupowaniem, ale zależy nam na tym, żeby to była jakość, a dopiero na drugim miejscu liczy się szybkość ruchu czy cokolwiek innego. Jeśli na naszej liście pojawili się Aleksandre Kalandadze czy Marcin Kamiński to uznaliśmy, że możemy poczekać co się wydarzy. To nie były łatwe rozmowy, ale zakończyły się sukcesem. Jesteśmy po kolejnych rozmowach, z zawodnikami ofensywnymi. To nie są łatwe negocjacje, rynek jest trudny. Zawodnikami są zainteresowane inne kluby - czasami mocniejsze, czasami z innych krajów. Chcemy zawodników, którzy bardzo chcą przyjść do Wisły Płock.
Poprzedni dyrektor sportowy, Dariusz Sztylka, kilka tygodni przed finałem sezonu mówił, że są opracowane dwie listy zawodników - na wypadek awansu i jego braku. Czy zawodnicy, którzy dołączyli do Wisły Płock, byli na którejś z list?
Nie wiemy czy to były dwie listy. Na pewno wiedzieliśmy, którzy zawodnicy będą zainteresowanie przyjściem do Wisły Płock do Ekstraklasy, a którzy nie. Na naszej liście było ok. 250 zawodników. Zawodników w naszym zasięgu weryfikowaliśmy pod każdym innym kątem - profilowym, motorycznym, zdobywaliśmy dane z różnych klubów. Po prostu je prześwietlaliśmy. To masa pracy. Potem dowiadywaliśmy się, że któryś zawodnik już podpisał kontrakt albo nie jest zainteresowany przeprowadzką do Polski. Takie sytuacje się zdarzają. Zawsze jest lista, każdy klub to ma, ale jutro ta lista się zmienia.
Czy w rozmowach wewnętrznych przed zakończeniem sezonu mówiliście, że jest kontakt z Marcinem Kamińskim, bo nie przedłuży umowy z Schalke i jest szansa ściągnąć go do Płocka?
Marcin Kamiński dopiero niedawno dostał informację i sam podjął decyzję, że chce wracać do Polski. Nie było go na liście, którą mieliśmy w marcu-kwietniu.
To zamieszenie z dyrektorem sportowym na początku okresu przygotowawczego na pewno nie pomogło Wiśle. Nazwałem to “możliwe najgorzej rozwiązaną sprawą przez klub”. Jak prezes to widzi? Dariusz Sztylka 2-3 dni po awansie ogłosił, że nie przyjmie propozycji pozostania i wraca do Śląska Wrocław. Wiemy, że rozmowy tam zaczęły się przynajmniej w listopadzie 2024 roku.
Na pewno zmiana dyrektora sportowego czy władz spółki to najgorszy możliwy moment. To jest moment, w którym jest ferwor walki. Mnóstwo spraw do załatwienia, nie ma czasu na zmiany, na branie urlopu. Muszę powiedzieć, że długi weekend Bożego Ciała spędziłem w klubie. Nikt mi nie przeszkadzał, nie wchodził do gabinetu. Miałem czas na to, żeby posiedzieć i pomyśleć, zaplanować.
Wiem, że Darek Sztylka miał propozycję ze Śląska już wcześniej. Lojalnie mnie uprzedził, że dowiem się jako pierwszy, że odchodzi. Nie dziwię mu się, bo mimo iż Śląsk Wrocław spadł, to jest jego klub, dom rodzinny. To są trudne tematy. Ja też jestem z Lublina i ta rozłąka mi nie służy. Przyznaję to szczerze. Temat Darka Sztylki pojawiał się niejednokrotnie na zarządzie czy radzie nadzorczej. Oferta była, ale nie była "klepnięta" do końca, Darek nie dostał dokumentu do podpisania. To się po prostu toczyło. Stanęło na tym, że jeśli Wisła Płock awansuje do dyrektor Sztylka zostaje, a jeśli nie, to rada nadzorcza i właściciel podejmują decyzje.
Wcale się Darkowi nie dziwię, że nie czekał. Chciał mieć zapewnioną przyszłość, normalność. Dziś fajnie mówi się, że jesteśmy w Ekstraklasie, że został prezes, ale gdyby awansu nie było, to rzeczywistość mogła się potoczyć inaczej. Jestem realistą i zdaję sobie z tego sprawę. Nie wiem jak bym postąpił na miejscu dyrektora, gdybym miał taką ofertę i musiał czekać do końca. Powiem jedno: Darek Sztylka do końca pracował dla Wisły Płock. Jeśli miał kontakt ze Śląskiem Wrocław, a pewnie miał, to trudno mi powiedzieć co robił dla Śląska. Przede wszystkim uważam, że to jeden z architektów awansu - trener i zawodnicy oczywiście, ale dyrektor sportowy też. Nie chcę, żeby jego odejście przesłoniło tego, co zrobił. Ci zawodnicy, sztab i tak dalej - to była nieoceniona pomoc Darka Sztylki. To fantastyczny człowiek, również dyrektor sportowy i współpraca z nim była dla mnie zaszczytem. Chciałbym spotykać takich ludzi na swojej drodze.
A nie dało się tak podpisać umowy, żeby weszła w życie w przypadku awansu Wisły Płock do Ekstraklasy? Nie było takiej możliwości?
Różne były pomysły. Finalnie padło tak, że decyzja będzie podejmowana po sezonie. Darek Sztylka z tego co wiem umowę ze Śląskiem podpisał we wtorek, dwa dni po awansie. W poniedziałek wieczorem po fecie, kiedy cieszyliśmy się na rynku, z zawodnikami i kibicami, przyjechałem do biura otworzyłem laptopa i konstruowałem zmiany dotyczące Darka. Zadzwoniłem do niego, rozmawialiśmy na tematy finansowe, terminu wypowiedzenia i trwania umowy. We wtorek rano spotkaliśmy się we trzech, z trenerem i dyrektorem. Darek zakomunikował, że tak długo czekano z decyzją o jego pozostaniu, biorąc pod uwagę rodzinę i Śląsk Wrocław, więc podjął decyzję, że wraca.
Nie chcę już do tego wracać, bo to był trudny temat. Bardzo zżyliśmy się z dyrektorem i trenerem Misiurą. Rozmawialiśmy w dzień i w nocy. Po Kotwicy Kołobrzeg zapadło milczenie, nikt nie musiał pisać, bo wszyscy czuliśmy to samo. Tak dobrze funkcjonująca maszyna to był cały sukces Wisły Płock w poprzednim sezonie. Dziś Darka nie ma. Zawsze będę życzył mu powodzenia.
Ile trwał wybór nowego dyrektora? Klub nie był do tego przygotowany, prezes do końca łudził się, że Darek Sztylka zostanie. Ile osób było na liście dyrektorów sportowych? Ten taniec trochę trwał.
Nie tyle się łudziłem, co robiłem wszystko, żeby dyrektor Sztylka został w Wiśle Płock. Gdybym trafił na osoby decyzyjne, które poszłyby za mną, to pewnie by się tak stało. Tak się jednak nie stało. Przyznam szczerze, że wiem co się dzieje. Jestem osobą, która planuje. Chciałbym zawsze być o krok-dwa do przodu, mimo iż mówią “Może być pięć scenariuszy, a ty już myślisz. Poczekajmy, co się wydarzy”. Jak poczekamy, to jest za późno.
Rozmawiałem z dyrektorami sportowymi, robiłem research na miesiąc przed końcem sezonu. Sondowałem, pytałem. Jestem już trochę w środowisku, znam ludzi. Myślę, że research mam bardzo dobry, więc nie potrzebuję spotykać się z 7 dyrektorami sportowymi. Na mojej krótkiej liście były 2-3 nazwiska i wokół tych osób się koncentrowałem. Spotkania odbyły się 2, w tym jedno z Radkiem Kucharskim.
Ile transferów planuje Wisła Płock? Póki co są trzy.
Chcieliśmy zacząć od obrony. Nie udało nam się porozumieć z Bartłomiejem Gradeckim, więc musieliśmy poszukać też bramkarza [Rafał Leszczyński - red.]. Czy to będzie nr 1? Zobaczymy, bo mamy 2 młode wilki. Ściągnęliśmy Kubę Burka, gdzie Cracovia była zainteresowana pozostaniem tego zawodnika. Byłem 2-3 dni na obozie w Wałbrzychu, rozmawiałem z Kubą czy nie żałuje. Na pierwszym treningu zaczął ustawiać obrońców, pojechał grubiej nawet z Nemą Mijsukoviciem. Chłopak ma charakter i fajnie. Tak samo drugi bramkarz [Stanisław Pruszkowski - red.] nie odstaje, co pokazał w sparingu z Zagłębiem Lubin. W bramce może być ciekawie. Niech te młode wilki gryzą Leszczyńskiego, bo za darmo nic nie dostanie. To bramkarz, który jednak nam pasuje - operuje wysoko, dobrze gra nogami. Takiego bramkarza szukaliśmy. Może się zdarzyć, że Wisła straci bramkę z połowy boiska, ale kilka bramek nam uratuje. Taka jest koncepcja, myśl przewodnia.
Zobaczymy, co się wydarzy z Maćkiem Gostomskim. Drużynę buduje się od obrony. Jestem bardzo zadowolony ze wzmocnień, a boisko pokaże czy nasze zadowolenie jest słuszne. Co dalej? Na pewno potrzebujemy napastnika. Nie ukrywam, że szukamy napastnika, który zrobi nam różnicę. Marzy mi się ktoś o takim potencjale jak Kallman czy Ishak, bo takiego kogoś Wisła Płock potrzebuje. Nie wiem jeszcze czy będziemy grali 1 czy 2 napastnikami, ale chcemy dać trenerowi możliwości, żeby mógł decydować. Na pewno potrzebujemy lewego wahadła, mocnego, szybkiego zawodnika. Rozmawiamy z takim zawodnikiem, zobaczymy jaki będzie skutek. Chcielibyśmy też “6”, bo takiego zawodnika nam brakuje, choć jest opcja, że może tam zagrać Nema Mijusković czy inny zawodnik. Mamy jednak na radarze zawodnika, który wygląda bardzo dobrze. Jeżeli by się zdarzyło tak, że 3-4 zawodników, którymi prowadzimy rozmowy, do nas dołączy, to Wisła Płock będzie bardzo mocna. Zobaczymy, jak to się potoczy. Myślę, że 2-3 na pewno, może 4.
Nie przewidujemy żadnych odejść. Zimą były zapytania o Ediego czy Jime. Rozmawiałem z Edim, który ze łzami w oczach powiedział mi, że przyjechał do Polski żeby grać w Ekstraklasie i nie chce odchodzić z Wisły Płock. Myślę, że bliżej będzie rozmów o przedłużeniu kontraktów, a nie opuszczeniu. Dynamika jest duża. Zobaczymy co się wydarzy. Na pewno co najmniej 2 ofensywnych zawodników i “6” - to plan minimum na tę chwilę.
Jak wyglądały negocjacje z Bartłomiejem Gradeckim, bo wiemy, że trwały one przynajmniej kilka tygodni. Bartek na obóz pojechał, co wskazywałoby, że jest jakieś porozumienie. Grał w sparingach i nagle przyszedł 30 czerwca, a umowy nie ma.
Plan był taki, że najpierw przedłużamy umowy z naszymi zawodnikami, wychowankami. Mam już doświadczenie z poprzedniego klub - kiedy robiliśmy transfery zewnętrzne, to ci zawodnicy którzy awansowali mieli pretensje, że nie od nich zaczęliśmy. Uważam, że słuszne. Bartek Gradecki pierwszą propozycję dostał na początku kwietnia. Przez tydzień-dwa ustaliliśmy warunki umowy, które osiągnęły apogeum ze strony klubu. 15 kwietnia dostał na piśmie oficjalną ofertę. Uważam, że to była bardzo dobra oferta. Nie chcę mówić o szczegółach, bo to nieprofesjonalne, ale to naprawdę była bardzo, bardzo dobra oferta. Rozmawialiśmy w różnych konfiguracjach - prezes, wiceprezes, dyrektor, pojedynczo, we 3, jako zarząd. Rozmów było kilkanaście. Co się pojawiło ze strony otoczenia Bartka - zobaczymy czy Wisła Płock awansuje czy nie, co było już żółtym światełkiem dla mnie. Uważam, że dla wychowanka jest coś takiego, że nie patrzę czy awansuje czy nie, tylko jestem z Wisłą na dobre i na złe. Powiedziałem, że rozumiem, że jeśli nie awansujemy, to jeśli Bartek dostanie ofertę w Ekstraklasie, to cóż - takie życie. Trzeba życzyć powodzenia.
Chciałem to zamknąć do świąt wielkanocnych. Mówiłem Bartkowi, że oferta była bardzo dobra, ty i kibice dostaniecie prezent na święta, zbudujemy mental drużyny, która walczy o awans. Uważam, że ta sytuacja by nam pomogła. Niestety trafiłem na ścianę. Niewiele otoczenie zna kwoty - zarząd, dyrektor sportowy, Bartek. Nie mogliśmy się posunąć dalej. Bartek Gradecki ma swoją wartość sportową i ją po prostu wycenialiśmy. Kiedy przyszedł Radek Kucharski przedstawiłem mu sprawę. Wiedzieliśmy, że jest sporo spraw do załatwienia od razu, dyrektor musi poznać drużynę. Zapytał mnie co jest najbardziej palącą kwestią, więc usłyszał, że trzeba przedłużyć “Gradka”. Od razu wykonał telefony do zawodnika, menadżera. Dostał ofertę, którą otrzymał Bartek. Pojawiły się kolejne żądania, które wykraczały poza normalność. Pojawiła się informacja, że ma propozycje z Rakowa czy Motoru. Mamy kontakty, zadzwoniłem do Motoru Lublin i ustaliłem, że żadnej oferty dla Bartka Gradeckiego nie ma. Takie granie, stawianie klubu w takiej sytuacji przez otoczenie Bartka, mimo iż to wychowanek, zawodnik z charyzmą, czasami kapitan. Po prostu to podcinało mi skrzydła.
Chciałem, żeby do autokaru do Wałbrzycha wsiedli zawodnicy, którzy mają podpisane kontrakty. Chwilę trwało to z Marcusem, bo ma szwedzkich menadżerów i na odległość to nie jest takie łatwe. Marcus bardzo chciał zostać i od początku o tym mówił. Tak samo było z Bojanem i Krystianem Pomorskim. Dłużej trwały procedury, rada nadzorcza, choć od czasu awansu idzie to bardzo sprawnie. Z Bartkiem cały czas było coś pod górę. Ciągle słyszeliśmy, że może Raków, może ktoś inny, awansujemy czy nie. Cały czas było oczekiwanie, że Bartek złapie coś lepszego. Nie wiem o co chodzi. Nie było jednomyślności w trójce z dyrektorem i trenerem, żeby Bartek wsiadł do autokaru, który jechał do Wałbrzycha. Zdecydowałem, że ma jechać, żebyśmy spróbowali osiągnąć porozumienie. Kolejny kontakt z naszej strony, jakieś niezrozumiałe żądania otoczenia Bartka po prostu zamknęły te rozmowy. Nasza decyzja była prosta. Mieliśmy 2 bramkarzy ekstraklasowych, którzy bardzo chcieli do nas przyjść. Stwierdziliśmy, że nie będziemy czekali, bo możemy zostać bez Bartka i wyboru. Bramkarze zmieniają kluby, a nasze opcje się kurczyły.
Rozmawialiśmy z dyrektorem, kapitanem drużyny, trenerem. Szkoda, że tak to się potoczyło. Bardzo żałuję i uznaję to za swoją porażkę. Bartek był bardzo istotnym zawodnikiem na wiosnę, ale jeśli nie przyjął bardzo dobrej propozycji, nie chciał być nr 1 w Ekstraklasie, w klubie, który go wychował i z którym awansował. Nie mamy kopalni złota, nie będziemy przepłacać różnych tematów. Granice istnieją. Klub nie był w stanie się posunąć nawet o złotówkę do przodu. Dziś bliżej mi myśli, że to Bartek żałuje, że nie przyjął tej oferty.
Prezes mówi trochę w czasie przeszłym o Maćku Gostomskim. Pewnie ani Maciek, ani Wisła nie są zadowoleni z tego jak to wygląda. Czy coś się wydarzy?
Nie wiem, to będzie trudne. Rozmawialiśmy z Maćkiem, usłyszał, że może szukać innego klubu. Nie będziemy na niego stawiali, nie zagrał w sparingach nawet minuty, więc jest tego świadomy. Będziemy szukać dobrego rozwiązania dla klubu i Maćka. To będzie trudne, bo Maciek ma swoje lata i niezłe wynagrodzenie. Nie ukrywam, że mocno szukamy rozwiązania. Coś pojawia się na horyzoncie. Plan jest taki, że na dziś Rafał Leszczyński jest bramkarzem nr 1, a 2 młode wilki Stasiu i Kuba na niego naciskają.
Kiedy można spodziewać się jakichś konkretów? Czy jest szansa, że przed meczem z Koroną Kielce ktoś dołączy?
Tak, jest taka szansa. Proszę mnie jednak nie trzymać za słowo, bo nie jestem w stanie tego określić. Myślę, że jest duża szansa. Mamy 3 zawodników, z którymi myślę, że jesteśmy dosyć blisko. Jeszcze kilka rzeczy musimy ustalić. Jeśli to nastąpi, to szybko uruchamiamy procedury. Okienko jest długie. Rozumiem, że wszyscy kibicę, ja też, czekają na wzmocnienia. Chciałbym dać to trenerowi jak najszybciej. Mamy codzienny kontakt, spędziliśmy 2 dni w Wałbrzychu i długo rozmawialiśmy o tym. Pytałem, co robimy - czy szybko, bo mamy tu nazwisko, rozpisaliśmy to. Powiedział, że nie prezesie, że Radek Kucharski jest cały czas na obozie. Umówiliśmy się, że lepiej poczekać, a mieć jakość, bo widać z jakimi zawodnikami są prowadzone rozmowy. Nawet jeśli po drugim czy trzecim meczu przyjedzie ktoś przygotowany, a nie z plaży, to czemu nie? Nie szybkość. Dziś jesteśmy zabezpieczeni. Mamy drużynę, która awansowała w dobrym stylu, rundę wiosenną mieliśmy naprawdę bardzo dobrą. Wygraliśmy z wszystkimi mocnymi w tej lidze. Arka Gdynia przegrała na wiosnę 1 mecz - z Wisłą Płock. Poza Bartkiem Gradeckim zostali wszyscy.
Nie ma co bić na alarm. Wiem, że Ekstraklasa ma większe wymagania. Zaczęliśmy od bramki i obrony, chcemy być tu zabezpieczeni. Zaraz pojawią się następni zawodnicy - czy to będzie ten czy przyszły tydzień - nie wiem, ale najpierw jakość.
Czy są prowadzone rozmowy z Arkadiuszem Recą? Wiem, że jakieś pytanie było.
Był kontakt z naszej strony.
Czekamy na rozwinięcie sytuacji?
Czekamy, ale to bardzo trudne. Poziom wynagrodzeń za granicą jest 3-4 razy większy niż my jesteśmy w stanie zaoferować. To nie jest takie łatwe, żeby podjąć decyzję. Dyrektor sportowy usłyszał na spotkaniu, że jeśli Arek Reca wróci do Polski, to do Płocka.
Jak to się stało, że Sebastian Strózik miał umowę do 2026 roku, a teraz w komunikacie podajecie, że kontrakt nie zostanie przedłużony. Która wersja jest prawdziwa i co tu się wydarzyło?
Obie tak naprawdę są prawdziwe. Umowa była przedłużona, ale było dżentelmeńskie porozumienie, że jeśli Sebastian wróci, ale obie strony nie będą chciały kontynuować tej współpracy, to tak się stanie. Tak zrobiliśmy. Pod względem wizerunkowym trzeba było to zrobić inaczej, bo powstało pewne niedopowiedzenie. Podaliśmy sobie z Sebastianem i jego menadżerem ręce. Mamy bardzo dobre kontrakty. Kontrakt był ważny przez rok, ale widać, że Sebastian miałby tu duże problemy z graniem. Nie szukamy uzupełnień, bo napastników jest sporo. Dlatego takie odejścia są naturalne. Mogę tylko podziękować Sebastianowi i menedżerowi za podejście do tematu. Komunikacja na pewno powinna być lepsza.
Jakim budżetem w sezonie 2025/26 będzie dysponować Wisła Płock?
Robimy wszystko, żeby to było ponad 40 milionów złotych. Wszystko wskazuje na to, że to się uda. Jutro [3.07 - red.] jedziemy do Orlenu na rozmowy, zobaczymy co się wydarzy. Dotychczasowe rozmowy są bardzo pozytywne. Sponsor strategiczny jest bardzo zadowolony z sukcesów płockiego sportu, bo ciepło przyjęte jest też mistrzostwo piłkarzy ręcznych czy awansu piłkarzy nożnych. Inwestowane pieniądze przynoszą określone efekty.
Umowa była podpisana na 2 lata i z tego co wiem była klauzula która przewidywała wzrost świadczeń w przypadku awansu do Ekstraklasy. Skoro koncern zaprasza na rozmowy to jest chyba szansa na coś więcej.
Tak, nie ma umowy, której by się nie dało renegocjować w jedną czy drugą stronę. Uważam, że mamy swoje argumenty, które przedstawiliśmy na jednym spotkaniu i w rozmowach telefonicznych. Jutro jedziemy na drugą, mam nadzieję finałową turę rozmów. Liczę na dobry efekt.
Cieszę się, że możemy rozmawiać w sytuacji, kiedy argumenty są po stronie Wisły, a nie odwrotnie. To nie dotyczy tylko Orlenu, ale też innych firm, które widzą awans i rozmowy są łatwiejsze. Jeśli firmy z nami zostają, to na lepszych albo co najmniej takich samych zasadach. Jest też przypadek firmy, która popadła w problemy, ale jako klub chcemy utrzymać świadczenia marketingowe ze względu na to, że mamy szacunek że sponsor był z nami tak długo, a teraz ma, mamy nadzieję, przejściowe problemy. To nie tak, że kończy się sezon i prezes czy zarząd jedzie i ciągnie za rękaw mówiąc “daj, daj, daj, bo się skończyła umowa”. To muszą być relacje całoroczne, rozmowy i gesty w drugą stronę. Cieszy mnie, że mamy praktycznie wszystkie loże sprzedane, kiedy cena jest praktycznie podwojone. Jeszcze 2-3 firmy czekają na liście rezerwowej. Okazuje się, że lóż jest za mało. Ta kwota będzie satysfakcjonująca dla klubu. Pojawią się nowi sponsorzy, rozmawiamy z 4-5 nowymi firmami. Jeśli uda się dopiąć z 3 zamknąć temat to będę bardzo zadowolony. To będzie bardzo pokaźny zastrzyk w naszym budżecie.
Co z licencją dla II drużyny?
Z 2 stron zabrakło komunikacji. Przy poprzedniej licencji mieliśmy zapis, że jeśli utrzymamy się w III lidze, to wokół sztucznego boiska powinno być 500 miejsc siedzących, a było 316. W zeszłym roku licencję dostaliśmy, a w tym roku nam to uciekło. Ktoś po utrzymaniu powinien wysłać maila czy zadzwonić, że”nie dostaniecie licencji, bo brakuje 160 krzesełek”. Takiego telefonu nie było. Poszła decyzja o braku licencji, bo zapis jest niezrealizowany. Powinno to trochę inaczej wyglądać. Pierwsze zaniedbanie jest z naszej strony. Krzesełka są już zakupione, ustawione. Poszło pismo do Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej. Myślę, że na dniach powinna być decyzja, że licencję mamy.
Abstrahując od tego, od dawna uważam, że nie powinniśmy w III czy IV lidze grać na sztucznym boisku. Podjęliśmy starania, żeby na Borowiczkach powstało boisko na miarę III ligi. Mam nadzieję, że już na wiosnę uda się to zrobić.
Jest szansa na poświęcenie II drużynie większej uwagi? Wiosna pokazała, że ta drużyna została zostawiona sama sobie. Szacunek dla trenera Nadolskiego, że udało się utrzymać III ligę.
Nie podzielam takiego poglądu, że została sama sobie. Z trenerem Nadolskim jesteśmy w bardzo częstym kontakcie. Trener wie, że zawsze może do mnie zadzwonić czy spotkać się i omówić bieżące tematy. Kilka tematów było. Zdaję sobie sprawę, że kilku chłopaków odeszło, może niedocenianych, ale mających kontrakty na poziomie Ekstraklasy, jak np. Adam Chrzanowski. Można było mieć większe oczekiwania, ale w III lidze taki zawodnik nam dużo dawał. Odszedł Bartek Zynek, jeszcze 2-3 zawodników. Staraliśmy się wzmocnić tę drużynę - przyszli Zając, Bielka. Nie sądzę, żeby to było zaniedbanie. Postawiliśmy na młodych zawodników. Uważam, że II drużyna powinna być młodsza, a młodzież powinna pukać do I drużyny. Nie wiem skąd takie podejście, że została zapomniana.
Prawda jest taka, że czekaliśmy na zakończenie sezonu, mimo iż trener Nadolski miał zapewnienie, że chcę żeby kontynuował swoją pracę w Wiśle Płock. Trener Nadolski jest bardzo ambitnym człowiekiem, powiedział, że siądziemy po zakończeniu sezonu. Jak się utrzymamy, to z przyjemnością, jak nie, to będzie moja porażka i zobaczymy. Szanuję to. Mamy bardzo dobry kontakt. Jeśli chodzi o zawodników i otoczkę dookoła, to II drużyną zajmuje się głównie Arek Stelmach. Musi wejść na ścieżkę przyszłego dyrektora sportowego Wisły Płock. Współpraca z Arkiem to przyjemność. O czym nie rozmawiamy, to ma swoją opinię, argumenty. Posiada wiedzę, jeszcze trochę doświadczenia.Dobrze, że miał okazję współpracować z Darkiem Sztylką, teraz z Radkiem Kucharskim. Dostał jeszcze więcej kompetencji i się z nich wywiązał. Wszyscy zawodnicy, którzy są ogłaszani, to negocjacjami i umowami w 99% zajmuje się Arek Stelmach. Jak ma wątpliwości to zadzwoni do mnie czy do Radka. Pomagamy jak umiemy.
Na treningu jest 2 nowych zawodników, zostanie Miarka, bo plany się pozmieniały. Mamy na radarze 1 zawodnika. Uznaliśmy, że jeszcze chwilę poczekamy. Jest początek lipca, a trener Nadolskim ma 95% składu.
Czy celem Wisły Płock w tym sezonie będzie utrzymanie?
Wiem, że każdy by chciał jak najlepszego wyniku, ale nadrzędnym celem jest dobra gra w piłkę i utrzymanie. Jestem realistą. Piłka nauczyła mnie pokory. Wybijmy sobie wszyscy z głowy, że Wiśle Płock należy się Ekstraklasa, że mamy piękny stadion i ktoś rozwinie przed nami czerwony dywan. Włóżmy to między bajki. Zobaczmy co się dzieje w I lidze - jakie tam są zespoły, stadiony, pieniądze. Rozumiem, że wszyscy się przyzwyczaili, bo Wisła Płock była przez 7 lat w Ekstraklasie. Dziś proza życia wygląda zupełnie inaczej. To jest bardzo trudne. Pieniądze poszły do przodu, jest tylu zawodników z zagranicy. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Jeśli nie ma się w klubie ludzi kompetentnych na wielu pozycjach - od prezesa, poprzez marketing, trenera, dyrektora sportowego. To tu kto jest słabszy, to spada. Tak uważam. Utrzymanie na pierwszym miejscu. Chcemy powalczyć o coś więcej. Mam przekonanie, że Wisła będzie mocna.
Komentarze (0)