Spotykamy się w niedzielny poranek w jednej z kawiarni w centrum miasta. Steve jest przed czasem, woła mnie z daleka, choć wcześniej widzieliśmy się zaledwie kilkukrotnie przy okazji meczów i treningów.
Podchodzi kelnerka i zbiera zamówienia, a Francuz stara się mówić po polsku. Widać, że sporo rozumie. Jak mówi, uczy się języka, choć w klubie nie ma na nacisku. Chce po prostu rozumieć się z kolegami z drużyny, trenerami, żartować i radzić sobie w życiu codziennym. Polska rasistowskim krajem? - Ludzie mnie ostrzegali, ale szczerze? Chodzę po mieście nawet wieczorami i nic mi się nie przydarzyło - odpowiada.
Sympatyczny, uśmiechnięty, choć kiedy przechodzimy do rozmowy o sprawach sportowych widać, że, odczuwa emocje związane ze spadkiem klubu. Zapraszamy na wywiad ze Stevem Kapuadim.
Michał Wiśniewski: Steve, powiedz: co się stało? Wisła była liderem tabeli przez kilka kolejek, graliście fantastyczny futbol, a po kilku miesiącach spadliście z ligi.
Steve Kapuadi: Dla mnie to szalone… Kiedy po sezonie patrzę na sytuację widzę to tak: tak dużo meczów, tak dużo punktów straciliśmy drobnymi różnicami. Bardzo ważnymi drobnymi różnicami, które mają kluczowy wpływ na wynik meczu. Czasami mentalnie powinniśmy być silniejsi - jako pojedynczy zawodnicy i jako drużyna.
Wielu kibiców i ekspertów wskazywało, że graliśmy dobrze, ale traciliśmy bramki w takim meczu jak z Widzewem, kiedy Jordi Sanchez w ostatnich sekundach wepchnął piłkę do siatki, Górnikiem Zabrze czy Jagiellonią. Z Jagą wygrywaliśmy 2:0, a przegraliśmy 2:4. Czy to jest wytłumaczalne?
Mogę tylko powiedzieć, że to football. Z mojego punktu widzenia mogę tylko powiedzieć, że jeśli grasz mecz, to chcesz go wygrać. Oczywiście często rywale zareagują, grają tak, jakby nie mieli nic do stracenia. Jagiellonia po 10 minutach przegrywała 0:2 i grali jakby nie mieli nic do stracenia. Może byliśmy zbyt pewni siebie? Straciliśmy bramkę na 1:2 i zaczęły się nerwy.
Graliśmy bardzo dobrze przez dużą część jesieni. Zimą polecieliście na obóz przygotowawczy do Turcji i zaraz po pierwszym meczu pojawia się informacja, że Davo odchodzi. Jesienią był bardzo ważnym zawodnikiem. To był szok dla drużyny?
Tak, byliśmy nieco zaskoczeni. Wiedzieliśmy, że potencjalnie każdy może odejść jeśli jest okno transferowe. To może się zdarzyć. Nie oczekiwaliśmy jednak, że ktoś odejdzie. Kiedy zawodnik odchodzi ostatniego dnia okna transferowego [Damian Rasak odszedł do Górnika 22 lutego, w dniu zamknięcia okna transferowego - red.] to było dziwne.
Koniec końców musisz być jednak gotowy do rundy, dokończyć przygotowania i zaadaptować do gry bez niego.
Zimą odeszło kilku zawodników - Michał Mokrzycki, Damian Rasak i Anton Krywociuk. Łącznie 4 ważnych zawodników. Czy to możliwe, żeby drużyna tego nie odczuła? Trener Stano powiedział mi, że jeśli tracisz 3 zawodników z pierwszego lub pogranicza pierwszego składu, to musisz to odczuć.
Oczywiście. Nawet nie tyle w grze, co w treningu. Każdy jest ważny - młodzi zawodnicy, doświadczeni zawodnicy czy ci, którzy grają najwięcej - to bez znaczenia. Każdy jest ważny i kiedy tracisz 1,2,3,4 zawodników to tak, odczuwasz to.
Czy widziałeś problem mentalny w drużynie? Często po stracie jednej bramki głowy leciały w dół, nogi zaczęły się trząść, nie czuliście pewności siebie - takie mieliśmy odczucia jako obserwatorzy. Jakie jest twoje spojrzenie z boiska?
Takie same, jak twoje. Kiedy tracisz gola jesteś wściekły, ale powinno to trwać minutę, dwie, musisz grać dalej. Niektórym zawodnikom zajmowało to dłużej, kiedy traciliśmy bramkę albo przydarzały się jakieś złe momenty w meczu.
Jaka była atmosfera w ostatnich tygodniach?
Szczerze? Dobra. Może to dziwić, ale dobra. Wszyscy byli pewni pewni w osiągnięciu celu, czyli utrzymania się w Ekstraklasie. Dawaliśmy z siebie wszystko na treningach, żeby uzyskać ten cel.
Kiedy nastąpił moment, w którym pomyślałeś: możemy spaść.
Dla mnie w meczu ze Śląskiem Wrocław.
Straszny mecz.
To było kluczowe spotkanie. Byliśmy naprawdę dobrze zmotywowani. Wiedzieliśmy, że jeśli wygramy ten mecz, to już nie spadniemy. Przegranie tego meczu było naprawdę ciężkie.
Jakie było założenie na ten mecz? Wisła jest znana z technicznego futbolu, a nie grania długiej piłki. We Wrocławiu wyglądaliście jakbyście bali się własnego cienia. Śląsk był zmotywowany, bardzo mocno biegali i osiągnęli cel.
Jeśli dobrze pamiętam, to od pierwszej minuty wpuścić ich na swoją połowę, oni zaatakowali. Jeśli zaczynasz tak mecz, to trudno wrócić do normalności, a potem z normalności do dużej jakości.
Czasami musisz być gotowy na walkę, trochę zmienić swój styl grania, by wygrać. My tego nie zrobiliśmy i przegraliśmy.
Czy twoim zdaniem Pavol Stano jest dobrym trenerem?
Tak. W mojej ocenie zrobił wszystko, co mógł. Możemy dużo mówić o tym co zrobił, a czego nie, ale koniec końców to my zawodnicy jesteśmy odpowiedzialni. Jeśli potrafiliśmy zrobić coś z Davo w pierwszej części sezonu, powinniśmy być w stanie zrobić to także w drugiej już bez niego. Oczywiście nieco zmieniliśmy system, ale to nie tak, że Wolak wylądował na ławce i podstawiliśmy innego zawodnika za Furmiego. Mieliśmy ogromną odpowiedzialność. Nie za wszystko, ale w mojej ocenie duża odpowiedzialność spoczywa na piłkarzach.
Jesteś kolejnym zawodnikiem, który o tym mówi. Złość kibiców wylewa się na prezesa Marca, dyrektora Magdonia i trenera Stano, których już w Płocku nie ma, a także prezydenta, czyli właściciela klubu.
Ja patrzę zupełnie inaczej. Możemy spojrzeć na wszystko co się wydarzyło w mieście, na filozofię klubu, działania dyrektora, prezydenta, a na końcu futbol jest naprawdę prosty: 11 gra na 11. Kiedy wygrywamy 2:0 z Górnikiem Zabrze i przegrwamy, to nie ma to nic wspólnego z trenerem, Pawłem Magdoniem… To moje spojrzenie. Może myśleliśmy za dużo? Traciliśmy pewność siebie, a na koniec przegrywamy mecz.
Po meczu ze Śląskiem Wrocław Pavol Stano stracił pracę. Jak drużyna to przyjęła? Do końca sezonu były tylko dwa mecze. Ryzykowne.
Tak, to prawda. Dla mnie to była duża niespodzianka. Jeśli podejmujesz decyzję o zmianie trenera, nowy trener musi dostać czas na wdrożenie swojej filozofii. Trener Saganowski miał 2 tygodnie i to było naprawdę trudne.
W ostatnich 7 meczach zdobyliśmy tylko 1 punkt, zremisowaliśmy spotkanie ze Stalą Mielec. Fatalny bilans.
Fatalny. Myślę, że jeśli spojrzymy na okres od października do listopada, to wtedy też nie zdobywaliśmy za dużo punktów. Też ciężki okres. Z tą drużyną powinniśmy osiągać lepsze rezultaty, zwłaszcza po takim początku sezonu. To naprawdę szalone, że spadliśmy.
Może w przerwie zimowej pojawiła się zbyt duże przekonanie, że przewaga jest bezpieczna i spadek nam nie grozi? Zimowaliśmy z 12-punktową przewagą nad strefą spadkową i naprawdę można było pomyśleć, że to się nie może wydarzyć, ale się wydarzyło.
Nie rozmawialiśmy tak w zespole. Mieliśmy dobry obóz przygotowawczy i byliśmy skupieni na wygrywaniu meczów. Przegraliśmy 0:1 z Lechią Gdańsk i zaczęła się zła seria. Nie mogliśmy jej przerwać.
Po meczu z Rakowem Częstochowa w internecie pojawiło się nagranie, z którego można wywnioskować, że to ty zachęciłeś pozostałych zawodników do podziękowania kibicom za doping. Dlaczego? Ktoś może powiedzieć, że jesteś tylko zagranicznym zawodnikiem, który jest tu od roku, a inni zawodnicy są tu 4-5 lat. Niesamowite.
To chyba kwestia mojej edukacji. Trzeba oddać szacunek swoim fanom. To nie są fani rywala, tylko twoi fani, twojego klubu. Byli z nami przez cały sezon, w dobrych i złych momentach, w domu i na wyjeździe. Miałem poczucie, że musimy iść, nawet jeśli przegraliśmy. Ja dostałem żółtą kartkę, która wykluczyła mnie z meczu z Cracovią. Dla mnie to była ostatnia okazja podziękowania kibiców, bo to był ostatni mecz tego sezonu. Chciałem tam iść.
Jakie to uczucie, kiedy kibice odwiedzili was na treningu przed meczem z Rakowem? To był twój pierwszy raz?
Tak. To było bardzo miłe. Byli z nami może z 20 minut, ale poczuliśmy, że to pomaga. Każdy był skoncentrowany i wdzięczny.
Czy po przyjściu do Wisły myślałeś, że od razu będziesz zawodnikiem podstawowego składu? Nie grałeś przez półtora roku. Wiem, że to była niespodzianka dla sztabu, że wyglądasz aż tak dobrze.
Jeśli ktoś mnie nie znał to widział tylko gościa, który nie grał w piłkę przez 18 miesięcy. Cały czas trenowałem, ale to nie grałem w meczach.
Kiedy przyjechałem to czułem 50/50. Miałem jednak przekonanie, że pokażę wszystkim - trenerowi Stano, sztabowi, wszystkim w klubie, że będę wyborem numerem 1.
Kto w zespole pomógł ci najbardziej?
Kuba Rzeźniczak dużo mi pomagał. Na pewno też Furmi. Mieliśmy to połączenie, Dominik grał we Francji. Rozmawialiśmy trochę po francusku, żartowaliśmy. Furmi trochę mówi po francusku - może nie dużo, ale zawsze miło jest mieć kogoś do żartowania w twoim języku.
Rzeźnik to z kolei bardzo doświadczony zawodnik, graliśmy na tej samej pozycji. Cała drużyna mi pomagała, ale tych dwóch najbardziej.
Twoja kariera to ciekawy przypadek. Pochodzisz Francji, a przebijasz się do piłki przez Słowację i Polskę. To niezbyt typowe jak na Francuza - są przecież ligi we Francji, Włoszech, Niemczech, Belgii czy Holandii. Tymczasem ty wyruszyłeś do Interu Bratysława.
Taki był mój wybór. Miałem pecha przy podpisywaniu kontraktu w młodym wieku. Przeniosłem się z Francji do Belgii. Spędziłem w drugim zespole Gent trzy lata. Byłem kapitanem, ale nie mogłem przebić się do pierwszej drużyny. Miałem 20 lat, a wciąż nie miałem profesjonalnego kontraktu. Widziałem sufit.
Nie miałeś profesjonalnego kontraktu jako 20-latek? Ciężko w to uwierzyć. Nie widzieli potencjału w tobie?
Nie wiem. Może widzieli, ale nie chcieli uwierzyć? Z mojego rocznika nikt nie podpisał kontraktu. W pierwszej drużynie Gent było około 40 zawodników z kontraktem, więc nawet załapanie się w drugiej drużynie było trudne. Kto nie grał w pierwszej drużynie, schodził do drugiej. Ja byłem jednym z niewielu, który grał wszystkie mecze. Zaczynałem się denerwować, bo grałem dobrze z nimi w składzie w II zespole. Mimo to nie miałem okazji do treningu z I drużyną. Zdecydowałem się na inną drogę, ale cel był jasny: chcę zbierać doświadczenie.
Inter Bratyslawa i AS Trencin współpracowały ze sobą. Kiedy przybyłem z Belgii cały tydzień trenowałem z Trencinem, a grałem w Bratysławie. Nie miałem profesjonalnego kontraktu, bo kiedy taki podpiszesz, klub, który cię podpisuje, musi wypłacić ekwiwalent. Znaleźliśmy rozwiązanie - trenowałem z Trencinem i grałem w Bratysławie. Ponieważ kluby ze sobą współpracowały, po 6 miesiącach nie trzeba było już nic płacić i trafiłem do AS Trencin.
Przez pierwsze 6 miesięcy w Trenczynie grałeś i wszystko było w porządku. Co wydarzyło się potem?
Chciałem zostać profesjonalistą i zostałem. Szło mi dobrze, otrzymałem ofertę z węgierskiego klubu. Nie chciałem jednak się przenosić, odmówiłem. Powiedziałem prezesowi, że chcę zostać i rozegrać pełny sezon. On chciał mnie sprzedać, powstał konflikt.
Na początku usiadłeś na ławce.
Tak, to trwało 3-4 miesiące, zagrałem może 1-2 mecze. Kiedy zaczął się nowy sezon, właściciel powiedział, że nie mnie nie chce. Pozwolili mi tylko trenować i tyle.
Potem dzwoni Pavol Stano i mówi: Steve, choć do Wisły.
Tak. Graliśmy ze sobą, kiedy był trenerem Żyliny. Myślę, że miał moje nazwisko w notesie. To może były 2-3 mecze, nie wiem czy śledził później moje spotkania. Jak mówiłeś - zadzwonił, a ja przyjechałem.
Jak byś porównał polską Ekstraklasę ze słowacką ligą?
To dzień i noc, naprawdę. Polska Ekstraklasa jest dużo lepsza we wszystkim - atmosfera, kibice, stadiony, oprawa telewizyjna. Polska jest większym krajem. Czuję, że w Polsce jest idea za tym wszystkim. Myślę, że wszyscy chcą, żeby to była naprawdę mocna liga w Europie.
A sposób gry w Polsce i na Słowacji? Są różnice? Różne ligi mają swoje łatki.
Jest duża różnica w tym, że na Słowacji jest dużo młodych zawodników. Może dlatego, że nie mają tyle pieniędzy na doświadczonych zawodników. Kiedy grasz z młodą drużyną i doświadczoną drużyną - poczujesz różnicę.
Styl gry jest podobny we Wschodniej Europie. Może nie jest taki sam, ale wielkich różnic też nie ma.
Nadal masz 6 miesięcy ważnego kontraktu i z tego co wiem klub może go przedłużyć o kolejnych 18 miesięcy. Zapisy zapisami, ale czy ty chcesz zostać w Wiśle Płock?
To podchwytliwe pytanie! Naprawdę dobrze czuję się w mieście, w klubie. Muszę porozmawiać z władzami klubu co chcą zrobić, bo to bardzo ważne. Na końcu jestem zawodnikiem i muszę przyjąć ich decyzję.
Wiem, że zimą były oferty, ale nie przyjąłeś ich. A co się dzieje teraz? Jest jakieś zainteresowanie?
Jest inaczej, bo spadliśmy z ligi. Telefon dzwoni, ale koniec końców klub podejmie decyzję.
Jak czujesz się w Płocku? Widziałem w mediach społecznościowych, że grałeś w piłkę z młodzieżą. Jeden z kibiców pyta czy lubisz Wzgórze Tumskie.
Pamiętam, że przyjechałem do Płocka kilka dni przed początkiem przygotowań by znaleźć mieszkanie. Znalazłem w perfekcyjnej lokalizacji - blisko stadionu, blisko centrum miasta. Czuję się naprawdę dobrze. Kupiłem swojego pierwszego psa w Polsce. Podoba mi się w Płocku.
Zdarza się, że kibice zaczepiają na ulicy?
Tak, zdarzają się prośby o zdjęcie czy autograf.
Czy w wolnym czasie oglądasz mecze piłki nożnej?
Tak, jeśli jest w telewizji mecz to na 100% go obejrzę.
Kibicujesz komuś czy po prostu wybierasz dobre mecze?
Nawet nie dobry, każdy. Jeśli jest mecz, to go obejrzę. Dorastałem jako fan PSG, ale to było dawno temu. Oczywiście zerkam na nich, ale teraz jest inaczej, bo sam jestem piłkarzem. Oglądam futbol dla rozrywki, po prostu.
Kto jest najlepszym środkowym obrońcą na świecie w twojej opinii?
Sergio Ramos. Kiedy patrzę na jego karierę, jego mentalność, wszystko - to najlepszy obrońca. Teraz jest już starszy i dziwnie na niego patrzeć teraz, ale tak - Sergio jest najlepszy. Thiago Silva też jest dobry.
Jutro zaczynacie przygotowania do sezonu. Jak będzie?
Nie wiem. Wydaje mi się, że dziwie. Wielu ważnych zawodników odeszło. Musimy jednak pozostać profesjonalistami i przygotować się do sezonu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.